Rz: Czy nie obawiacie się panowie, że dodanie przymiotnika „patriotyczny" do takich pojęć, jak np. „wolny rynek" czy „biznes", może zasadniczo zmienić ich znaczenie?
Jarosław Gowin: W krótkim słowniku pojęć zakazanych znalazła się społeczna gospodarka rynkowa, która może być rozumiana na różne sposoby. Mnie bliska jest tradycja niemieckiego ordoliberalizmu. Ordoliberałowie, twórcy pojęcia społecznej gospodarki rynkowej, byli autorami wielkiego sukcesu gospodarczego powojennych Niemiec. Pokazali w praktyce, że człowiek w swoich działaniach gospodarczych kieruje się całym splotem przesłanek, a jedną z najważniejszych jest patriotyzm. Nie wiem, czy państwo pamiętacie konferencję prasową prezesa Fiata na początku roku 2008 r. Miał wtedy ogłosić, czy produkcja nowej linii Fiata będzie ulokowana w świetnie prosperującej fabryce w Tychach czy w przestarzałej, przynoszącej straty fabryce we Włoszech. Rachunek ekonomiczny był jednoznaczny; należało tę produkcję uruchomić w Tychach, ale prezes wyszedł przed kamery telewizyjne i powiedział: „Jestem włoskim patriotą. W czasach kryzysu chcę tworzyć miejsca pracy w pierwszej kolejności dla Włochów". I to była dobra lekcja patriotyzmu gospodarczego. Nie ma w tym nic złego pod jednym warunkiem: że słowo „patriotyzm" będzie rozumiane właściwie, że nie będzie mylone z autarkią, z nacjonalizmem gospodarczym, i że będziemy mieli świadomość, że żyjemy i działamy w gospodarce zglobalizowanej.