Tunezja: Co ojczyzna ma robić z terrorystami

Wielki spór: czy pozwolić na powrót dżihadystom, którzy walczyli w szeregach tzw. Państwa Islamskiego.

Aktualizacja: 19.01.2017 17:45 Publikacja: 18.01.2017 18:27

Tunezyjska policja przeszukuje torby uczestników jednego z festiwali

Tunezyjska policja przeszukuje torby uczestników jednego z festiwali

Foto: AFP

Nie jest to problem wydumany. Ledwie 10-milionowa Tunezja jest na pierwszym miejscu na liście krajów, z których pochodzi najwięcej zagranicznych bojowników tzw. Państwa Islamskiego. Kilka tysięcy młodych Tunezyjczyków (od 3 tys., jak twierdzą władze, do 6 tys., jak wynika ze źródeł zachodnich) pojechało do Syrii, Iraku, a potem wielu przeniosło się do Libii.

Setki tych, którzy przeżyli, wracają do ojczyzny, następni się do tego szykują. To wyzwanie dla Tunezji, jedynego kraju, w którym po rewolucjach arabskich rozpoczętych sześć lat temu przetrwała demokracja. Ale jest bardzo krucha.

– Dlatego część społeczeństwa protestuje, uważa, że dżihadystów nie wolno wpuszczać. Organizacje zajmujące się prawami człowieka są natomiast zdania, że powinno się pozwolić im na powrót. Ale powinni być osądzeni i skazani za to, co naprawdę robili. Do więzień muszą też trafić ci, którzy tych młodych ludzi wysłali na wojnę, radykalni imamowie. Powracający dżihadyści muszą zdradzić ich nazwiska – mówi „Rzeczpospolitej" Mesaud Romzani, czołowy tunezyjski obrońca praw człowieka.

Jak dżihadyści wracają? Zazwyczaj nielegalnie przechodzą z Libii, gdzie tzw. Państwo Islamskie doznało niedawno dotkliwej porażki, albo docierają przez Algierię, mającą trudną do kontroli granicę zarówno z Libią jak i z Tunezją. O takich rząd nic nie wie. Ale około ośmiuset wróciło oficjalnie, niektórzy zostali skazani i siedzą w więzieniu, część jest w areszcie domowym.

– Wielu Tunezyjczyków uległo ekstremistycznemu nauczaniu i niezależnie od liczb, są niebezpieczni dla kraju. Musimy mieć pomysł, co z nimi zrobić, powinni być nie tylko skazani, ale i reedukowani. Większość to młodzi ludzie, w wieku 16–25 lat, szybko wchłonęli ideologię radykalną – podkreśla Mesaud Romazni, który uważa, że miejsca w zatłoczonych więzieniach powinni ustąpić osadzeni za posiadanie narkotyków. – Jedna trzecia więźniów za to właśnie siedzi.

Chodzi nie tylko o powracających z innych państw arabskich. Odsyłać od siebie tunezyjskich dżihadystów i podejrzanych o zaczadzenie skrajnie islamistyczną ideologią chcą i państwa europejskie. Nic dziwnego, to Tunezyjczycy dokonali w zeszłym roku dwóch spektakularnych zamachów terrorystycznych w Europie, wjeżdżając w tłum świętujących ludzi – jeden we francuskiej Nicei w lipcu, a drugi w Berlinie w grudniu.

Tunezja jest tzw. krajem bezpiecznym, imigranci tunezyjscy nie mogą liczyć na azyl w UE. Zanim nie doszło do zamachów, odsyłanie do ojczyzny tych, których wnioski azylowe rozpatrzono negatywnie, nie było traktowane w Niemczech jako priorytet. Teraz sytuacja się zmieniła.

Kim są tunezyjscy dżihadyści – badała półtora roku temu grupa ekspertów, przygotowujących raport dla Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Na jej czele stała Polka Elżbieta Karska.

– To cały przekrój społeczny, nie tylko dzieci tych, którzy nie mają co do garnka włożyć. Spotkaliśmy się z przypadkami dzieci biznesmenów, które na pewno nie cierpiały z braku środków do życia. Decydowała chęć doznań, przygody. Lub indoktrynacja. Nie ma prostej zależności, że najłatwiej werbować młodych z marginesu społecznego. Czasem chodziło o pieniądze. Młodemu informatykowi obiecano, że dostanie dom i 10 tys. dolarów wynagrodzenia miesięcznie. Tzw. Państwo Islamskie potrzebuje fachowców w każdej dziedzinie, nie tylko do walki z bronią w ręku, ale także takich, którzy będą budowali państwo.

Rekrutujący dostają od 2 do 10 tys. dolarów od głowy w zależności od tego, kogo zwerbują – opowiadała „Rzeczpospolitej" w zeszłym roku prof. Karska.

Nie jest to problem wydumany. Ledwie 10-milionowa Tunezja jest na pierwszym miejscu na liście krajów, z których pochodzi najwięcej zagranicznych bojowników tzw. Państwa Islamskiego. Kilka tysięcy młodych Tunezyjczyków (od 3 tys., jak twierdzą władze, do 6 tys., jak wynika ze źródeł zachodnich) pojechało do Syrii, Iraku, a potem wielu przeniosło się do Libii.

Setki tych, którzy przeżyli, wracają do ojczyzny, następni się do tego szykują. To wyzwanie dla Tunezji, jedynego kraju, w którym po rewolucjach arabskich rozpoczętych sześć lat temu przetrwała demokracja. Ale jest bardzo krucha.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej