Chińczycy nie narzekają na brak problemów z terrorystami wewnątrz własnych granic - wystarczy przypomnieć niedawną falę zmasowanych ataków przeprowadzanych przez ekstremistów islamskich z Mongolii oraz prowincji Xinjiang. Dziś pod adresem Pekinu została wysłana kolejna wiadomość. Tym razem zupełnie nie szyfrowana, nadana po mandaryńsku. Tak, by nie pozostawić nikogo w Chinach obojętnym.

Prowokatorem jest po raz kolejny Daesh. Przed kilkunastoma dniami terroryści zabili pierwszego w historii chińskiego porwanego. Następnie chcieli wywołać dyplomatyczne zamieszanie włączając informacje o Tajwanie jako części koalicji skierowanej przeciwko nim. Pekin nie uznaje Tajpej i wciąż uważa, że wyspa jest zbuntowanym regionem kontynentalnej części kraju. Tym razem w sieci zostało zamieszczone nagranie zachęcające do wstępowania w szeregi terrorystów. Jednak pierwszy raz wykonano je po chińsku (w głównym dialekcie kraju, tzw. mandaryńskim).Materiał to typowa dla Daesh pieśń zwana nasheed.

Zgodnie z przyjętym przez ekstremistów prawem nie można wykorzystywać podczas nagrywania instrumentów muzycznych, dlatego melodia tworzona jest wieloma głosami. Dziennik "Wall Street Journal" szybko zadbał o robocze przetłumaczenie słów na angielski. Dzięki temu można dowiedzieć się, że Daesh po chińsku wychwala islam, zachęca swoich braci do przebudzenia i podjęcia ostatecznej walki zgodnie z nakazami religii. Celem ostatecznym ma być śmierć podczas boju, która według terrorystów może uchodzić za największą chwałę dla bojownika.

Tradycyjna pieśń może być wymierzona przede wszystkim w przywódców kraju, a nie (przynajmniej na razie) w jego mieszkańców. Na pewno zwrócą na nią uwagę Ujgurzy należący do mniejszości etnicznej, która od dekad chce uzyskać od rządu centralnego niezależność. Być może także na celowniku znajdują się przedstawiciele ludu Hui, którzy stanowią blisko 10-milionową społeczność chińskich muzułmanów.