Zwyczajny grzaniec i jego kuzyni

Czego to ludzie nie wymyślą dla rozgrzewki, zwłaszcza marynarze. Piraci – podobno – dosypywali do rumu prochu strzelniczego. Zwyczaj sporządzania pysznych ciepłych napojów z wina znany był już starożytnym. Współcześni ochoczo podtrzymują tę kulinarną tradycję, nie ograniczając się tylko do wina.

Aktualizacja: 17.12.2017 13:13 Publikacja: 16.12.2017 23:01

Zwyczajny grzaniec i jego kuzyni

Foto: shutterstock

Przed wiekami był to jeden z najwykwintniejszych i najdroższych specjałów na europejskich stołach. Ale dziś grzaniec nalewany do plastikowych kubków na przedświątecznych festynach i stokach narciarskich stał się częścią kulinarnej popkultury. Co przecież nie oznacza, że skoro spowszedniał, przestał smakować.

„Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła! Szczypie w nosy, szczypie w uszy, mroźnym śniegiem w oczy prószy, wichrem w polu gna! Nasza zima zła!" – utyskiwała Maria Konopnicka. Ponieważ jednak zwracała się do dziatwy, proponowała dla rozgrzewki ciskanie śnieżkami w plecy zimie. Dorośli hołdują innemu rozwiązaniu – kilku łykom ciepłego alkoholowego napoju. Pomijając niuanse, warianty, regionalizmy, receptura jest prosta. Na przykład, na użytek domowy, potrzebna butelka czerwonego lub białego wina (słodkiego, półsłodkiego, wytrawnego – w zasadzie bez różnicy), pomarańcza, goździki, cynamon, cukier, a jeszcze lepiej miód. Wszystko połączyć w garnku, podgrzewać powoli przez kwadrans, mieszać, nie zagotować, ponieważ grzaniec ma być ciepły, ale nie powinien parzyć języka, warg, a już broń Boże przełyku. Nalewać do kubków, filiżanek, byle nie do kieliszków, bo popękają.

Starożytny napar

Ci, którzy tak postępują, w gruncie rzeczy podążają drogą wytyczoną już w czasach antycznych. Starożytny rzymski gastronom Apicjusz, autor najstarszej znanej książki kucharskiej „De re coquinaria" (O sztuce gotowania), podaje recepturę grzanego wina: „Do dużego naczynia wlać dwie sestercje (ok. 1 litra) wina, podgrzewać na małym ogniu, dodawać stopniowo 15 funtów miodu, dobrze mieszając. Gdy na powierzchni pokaże się piana, zestaw naczynie z ognia i czekaj, aż wystygnie. W ten sposób podgrzać i ochłodzić drugi i trzeci raz, pozostawić na cały dzień do odstania. Dodać 4 uncje pieprzu, 3 skrypule zmielonego mastyksu (wysuszona żywica drzewa Pistacia lentiscus), po jednej drachmie liścia laurowego i szafranu i pięć owoców daktyli, z których pestki należy wcześniej przypiec, a miąższ namoczyć w winie i rozetrzeć w palcach. Dodać 18 sestercji (9 litrów) wina i podgrzać. Sklaruj, dodając węgiel drzewny".

Jeśli nawet nie we wszystkim, co dotyczy grzanego wina, naśladujemy starożytnych, to w jednym na pewno: Rzymianie tradycyjnie pijali je podczas święta Słońca Niezwyciężonego (Sol invictus) przypadającego 25 grudnia. Pod koniec IV w. Kościół nakazał obchodzić w tym dniu święto Bożego Narodzenia. W ten sposób chrześcijanie kontynuują tradycję bożonarodzeniowego i w ogóle zimowego grzańca.

Właściwości zdrowotne i lecznicze

Nie sposób odmówić grzańcowi właściwości ogrzewających, a jednak, jeśli wierzyć współczesnej nauce i dietetyce, picie go na mrozie nie jest najlepszym rozwiązaniem. Oczywiście, że grzane wino rozgrzewa organizm, ale na krótko, i tylko dlatego, że chwilowo rozszerza naczynia krwionośne. Przez kilka chwil z wnętrza organizmu do powierzchniowych warstw skóry przedostaje się bardziej ogrzana krew. Układ krwionośny to obieg zamknięty, w którym krew zatacza kolejne okrążenia. W wyniku rozszerzenia naczyń krwionośnych krew z wnętrza organizmu jest schładzana w warstwach podskórnych i znów trafia głębiej. Dzięki temu po wypiciu grzańca człowiek odczuwa nagły, chwilowy przypływ ciepła. Potem jednak następuje gwałtowne ochłodzenie, które w skrajnych przypadkach może doprowadzić do wychłodzenia organizmu i zamarznięcia. Oto powód, dla którego grzane wino najlepiej pić w domu, w kapciach, pod ciepłym kocem, przed kominkiem.

Grzane wino nie ma właściwości leczniczych, zwłaszcza gdy choroba już kogoś zdążyła dopaść. Zdrowemu organizmowi pomaga zabezpieczyć się przed infekcjami, ale nie w chwili, gdy infekcja już atakuje. Ponieważ grzane wino rozszerza naczynia krwionośne i przyspiesza krążenie krwi, tym samym poprawia nastrój. Ale coś za coś – grzaniec jest niestety bardzo moczopędny, a przez częste chodzenie do łazienki organizm się odwadnia, co w ogóle nie jest wskazane, a już zwłaszcza w chorobie. Jeśli ktoś planuje się rozgrzewać grzanym winem, niech zaopatrzy się w odpowiednią ilość wody – współcześni lekarze zalecają zdrowemu człowiekowi wypijanie dziennie dwóch litrów płynów.

Nieznany z imienia i nazwiska żydowski lekarz w wydanym drukiem w 1613 r. „Przewodniku po drzewie żywota" pisze tak: „Zimowy chłód czyni, że człek musi na zimę dużo jeść i pić. Albowiem w ciele gromadzi się wiele nieczystości, co z niego niełatwo uchodzą. Takoż zimą wszelakie żyły i małe dziureczki dla powietrza są u człeka zatkane z powodu zimnych wiatrów (...) A niechaj człowiek nie myśli, że wino rozgrzewa. Wręcz przeciwnie, ono gasi ciepło, co je człek ma z przyrodzenia, odbiera siłę całemu ciału, a szczególnie mózgowi. I podobnie jak od nadmiaru picia wody pochodzi opuchlina, takoż i od nadmiaru wina. To czyni chorobę zwaną gra nożna (podagra), jak i złą chorobę, co jej nazwy nie wolno wypowiadać (epilepsja)".

W krajach niemieckojęzycznych nazywają je glühwein. Dwa lokalne warianty tego trunku: Nürnberger Glühwein i Thüringer Glühwein, posiadają oficjalnie zastrzeżone nazwy geograficzne i są jedynymi w Europie „grzańcami z apelacją". Tradycyjnym skandynawskim grzanym winem jest glogg. A dokładnie: w Szwecji i Islandii – glögg, w Norwegii i Dani – glogg, w Finlandii i Estonii – glögi. Obecnie wszystkie te nazwy kojarzą się z rozkoszą dla podniebienia. Ale nie zawsze tak było.

W średniowieczu ten specjał traktowano z wielką atencją – jako lekarstwo. Wielkim propagatorem tego medykamentu był między innymi Arnau de Vilanova, profesor medycyny w Montpellier i nadworny lekarz królów aragońskich, a zarazem autor pierwszego średniowiecznego traktatu winiarskiego „Liber de vinis" (Księga win) z 1310 r. W innym swoim dziele, „Regiment de Sanitat" (Reguły zdrowia), napisanym w roku 1307, Vilanova zaleca regularne spożywanie tego specjału przez chorych i rekonwalescentów, poleca go jako lek na trawienie i bardzo zdrowy digestif na zakończenie posiłku.

Nie tylko dla rycerzy

Do końca średniowiecza raczono się grzanym winem wyłącznie na monarszych dworach oraz w domach zamożnej szlachty, prałatów i bogatszych mieszczan, używano go także jako kosztownego składnika wielu wykwintnych potraw i sosów. O tym rarytasie wspomina słynny średniowieczny poemat rycerski „Percewal z Walii czyli opowieść o Graalu" Krystiana z Troyes. W 1250 r. król Anglii Henryk III sprowadził na swój dwór Roberta z Montpellier, którego zadaniem było sporządzenie korzennego grzanego wina na ucztę bożonarodzeniową. Jak wyjaśnia Jan Bosak, znakomity znawca dziejów dionizjaku, winorośli i procesu winifikacji, dopiero w okresie nowożytnym, gdy do Europy zaczęły docierać większe ilości egzotycznych przypraw korzennych – a także coraz tańszy cukier – mogli sobie na ten specjał pozwolić również ludzie średniozamożni.

„Chociaż pragnienie pali go i kąsa, mleka na mnicha nikt nie ujrzy wąsach". Jak podaje znakomity francuski mediewista Leo Moulin w książce „Życie codzienne zakonników w średniowieczu", w lodowatych murach klasztorów powszechnie panował zwyczaj picia w zimie grzanego wina. Tak zwana Reguła Mistrza z VI w. zalecała rozcieńczanie gorącą wodą wina podawanego w refektarzu albo stawiano je na ogniu, dodawano cynamonu z miodem – i taką mieszaninę nazywano „biskup". Mnisi chętnie wkładali do „biskupa" mocno zrumienione kawałki chleba (pierwowzór tostów); a jeśli nie było warunków do grzania wody ani wina albo po prostu zziębniętym zakonnikom się spieszyło, wkładali do wina rozgrzany do czerwoności pogrzebacz.

Piwo z twarogiem

A jeśli w zimnym klasztorze wina nie było lub było za drogie jak na możliwości wspólnoty? Małgorzata Borkowska podaje w książce „Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII–XVIII wieku", że ksieni norbertanek zwierzynieckich Elżbieta Dembińska kazała zimą stawiać co dzień do użytku sióstr grzane piwo z szafranem, muszkatem i masłem. Taka rozgrzewka, przy braku pieców w celach, prawdopodobnie zapobiegła niejednemu przeziębieniu.

Skoro o piwie mowa: oryginalną pozycję w europejskiej gastronomii stanowi staropolski wynalazek, jakim jest polewka piwna z twarogiem, białym serem. W czasach Mikołaja Reja podawano ją na śniadanie, aby dzień ruszył z kopyta, lub na wieczerzę, aby po trudach zimowego dnia „zagrzać głowę" i usnąć bez najmniejszych problemów. Twaróg, ser, im był tłuściejszy, bardziej zwarty, tym lepszy. Kładziono go na dno miski, dziewka ucierała kilka żółtek z miodem (kogel mogel), wlewała piwo do sagana, dorzucała goździków, cynamonu, grzała tak, aby nie wrzało i nie kipiało, wlewała do miski z twarogiem, i nie daj Bóg, żeby zapomniała o grzankach z białego albo razowego chleba – wtedy kij był w robocie. Ten przepis wielu smakoszy stosuje do dziś, z wyjątkiem kija, i zazwyczaj z cukrem zamiast miodu.

Katedra grzanologii

W XVII i XVIII w. grzane wino z korzeniami stało się w miarę popularnym napojem, najpierw w Anglii i Holandii, a później w innych krajach północnoeuropejskich. „Najbardziej popularna wersja polskiego wina grzanego jest bardzo podobna do niemieckiego glühweinu, co świadczy tylko o wspólnym pochodzeniu tych trunków. Obydwa bowiem wywodzą się w prostej linii z odmiany hypokrasu popularnej w XVII i XVIII w. w bogatych miastach hanzeatyckich, w tym również w Gdańsku i Toruniu. Cechą specyficznie polską jest natomiast częstsze niż gdzie indziej użycie miodu do słodzenia wina. W dawnej Polsce popularne były również winne polewki, przyrządzane z grzanego wina z korzeniami, zaprawionego słodką śmietaną lub roztrzepanymi żółtkami jajek" (Jan Bosak „Zwykłego grzańca niezwykłe początki").

Powiadają, że tanie wino jest dobre, bo jest dobre i tanie. Odnosi się to w pełni do grzanego wina. Co więcej, o ile własnoręczne tłoczenie wina domowym sposobem nie jest wcale łatwe, o tyle przyrządzanie w domu grzańca nie trąci czarnoksięstwem, nie ma niczego wspólnego z alchemią. Ale jeśli kogoś ta prostota nie satysfakcjonuje, to w swe mury zaprasza powstały dekadę temu Uniwersytet Nauk Gastronomicznych w Pollenzo koło Turynu. Kadrę naukową stanowią badacze z Włoch, Stanów Zjednoczonych, Francji, Australii i Japonii. Po trzyletnich studiach licencjackich i uzyskaniu dyplomu absolwenci mają szansę na dwuletnią specjalizację. Jak wieść niesie, wkrótce powstanie nowa specjalizacja, na której ktoś z wybitnych dionizjologów obejmie katedrę grzanego wina.

Kuzyni po szklanicy

Czego to ludzie nie wymyślą dla rozgrzewki, zwłaszcza marynarze. Piraci – podobno – dosypywali do rumu prochu strzelniczego. Natomiast na pewno na żaglowcach, ku rozgrzewce, dla skostniałych na lodowatym wietrze podczas wachty, i nie tylko, wymyślono grog.

W marynarce brytyjskiej, w celu zabezpieczenia przed chorobami, w XVII w. wydawano wódkę; w 1688 r. zastąpiono ją rumem. W 1740 r. admirał Edward Vernom stwierdził, że picie czystego rumu powoduje wykroczenia dyscyplinarne i przestępstwa, dlatego rozkazał rozcieńczać go wodą. Ponieważ admirał nosił zawsze surdut z grubej tkaniny, tzw. grogram – materiał z wielbłądziej sierści – i w surducie tym, chcąc imponować załodze, chodził bez względu na pogodę przez cały rok, marynarze przezwali go „Old Grog" (Stary Grog). I od tego przezwiska nazwano codzienny przydział rozcieńczonego rumu. Marynarze poszli o krok dalej, zaczęli wlewać do rumu gorącą wodę i wsypywać cukier.

Na jednej półce obok grogu powinien stać poncz. W krajach północnej Europy, zwłaszcza w Anglii i Szwecji, ulubionymi trunkami w porze zimowej są spożywane na gorąco poncze. Nazwa (z indyjskiego „panch") oznacza pięć składników. Początkowo, w XVII w., były to: arak, sok cytrynowy, cukier, gorąca woda lub gorąca herbata, nalew korzenny. Współczesne poncze są kosmopolityczne, korzystają z alkoholi ze wszystkich zakątków świata, z win (najlepiej porto, madera, malaga albo sherry), wódek, spirytusu, rumu, a nawet tequili.

Okoliczności uwypuklają walory wszelkiej maści grzańców. „Rzecz działa się w 1782 – pisze Anthelme Brillat-Savarin w słynnym dziele „Fizjologia smaku". – Jechaliśmy kawalkadą do Saint-Sulpice, opactwa bernardynów, w dzień św. Bernarda, pomuzykować. Przyjechaliśmy o wschodzie słońca (...) Wykonaliśmy symfonie na ofertorium; potem odśpiewaliśmy motet na podniesienie i zakończyliśmy kwartetem na instrumenty dęte". Zakonnicy podjęli muzyków śniadaniem, obiadem i kolacją, po której klasztorny szafarz „wyszedł i po chwili powrócił w towarzystwie trzech służących; pierwszy z nich niósł grzanki z wybornym masłem, dwaj inni zaś stół, na którym znajdowała się kadź z osłodzoną i gorąca wódką: był to niemal poncz".

Święty Augustyn grzmiał z kazalnicy przeciw pijącym grzane winem za zdrowie aniołów i pomyślność relikwii świętych; rabi Mojżesz bar Majmon, znany w XII w. w europejskim kręgu kulturowym jako Majmonides, w czwartym rozdziale traktatu pisanego dla sułtana Al-Malika al-Afdala, syna sławnego Saladyna, też był stanowczym przeciwnikiem upijania się grzanym winem. Wspomniany już Anthelme Brillat-Savarin zajmuje biegunowo przeciwne stanowisko: „Pierwsi rodzice rodzaju ludzkiego, smakosze nad smakoszami, co wyrzekliście się raju dla jabłka; czegóż tedy nie wyrzeklibyście się dla indyka z truflami czy grzanego wina z cynamonem, goździkami i miodem? Ale w ogrójcu rozkoszy nie było kucharzy ani cukierników, jak mi was żal!". ©?

Przed wiekami był to jeden z najwykwintniejszych i najdroższych specjałów na europejskich stołach. Ale dziś grzaniec nalewany do plastikowych kubków na przedświątecznych festynach i stokach narciarskich stał się częścią kulinarnej popkultury. Co przecież nie oznacza, że skoro spowszedniał, przestał smakować.

„Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła! Szczypie w nosy, szczypie w uszy, mroźnym śniegiem w oczy prószy, wichrem w polu gna! Nasza zima zła!" – utyskiwała Maria Konopnicka. Ponieważ jednak zwracała się do dziatwy, proponowała dla rozgrzewki ciskanie śnieżkami w plecy zimie. Dorośli hołdują innemu rozwiązaniu – kilku łykom ciepłego alkoholowego napoju. Pomijając niuanse, warianty, regionalizmy, receptura jest prosta. Na przykład, na użytek domowy, potrzebna butelka czerwonego lub białego wina (słodkiego, półsłodkiego, wytrawnego – w zasadzie bez różnicy), pomarańcza, goździki, cynamon, cukier, a jeszcze lepiej miód. Wszystko połączyć w garnku, podgrzewać powoli przez kwadrans, mieszać, nie zagotować, ponieważ grzaniec ma być ciepły, ale nie powinien parzyć języka, warg, a już broń Boże przełyku. Nalewać do kubków, filiżanek, byle nie do kieliszków, bo popękają.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nauka
Kto przetrwa wojnę atomową? Mocarstwa budują swoje "Arki Noego"
Nauka
Czy wojna nuklearna zniszczy cała cywilizację?
Nauka
Niesporczaki pomogą nam zachować młodość? „Klucz do zahamowania procesu starzenia”
Nauka
W Australii odkryto nowy gatunek chrząszcza. Odkrywca pomylił go z ptasią kupą
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Nauka
Sensacyjne ustalenia naukowców. Sfotografowano homoseksualny akt humbaków