Proponowane przez resorty finansów i gospodarki zmiany można nazwać rewolucyjnymi. Dotyczą przede wszystkim podatku liniowego od osób fizycznych (tzw. NDFL, czyli nasz PIT). Od lat w Rosji obowiązuje stawka 13 proc. i płaci ją zarówno sklepowa z Sachalina zarabiająca 20 tys. rubli miesięcznie (1417 zł), jak i Aleksiej Miller, prezes Gazpromu, który miesięcznie inkasuje po 1–2 mln dolarów.

Teraz ma się to zmienić. Stawka rosyjskiego PIT miałaby wzrosnąć do 15 lub 17 proc. (ministerstwa mają tu rozbieżne propozycje). Teoretycznie wciąż będzie to jedna stawka, ale tak naprawdę podatek stanie się progresywny dzięki wprowadzeniu minimalnej kwoty wolnej od podatku.

Zmiany dotkną też VAT, który ma wzrosnąć z obecnych 18 proc. do 21 proc. W zamian przedsiębiorcy dostaną obniżkę składek na świadczenia socjalne z 30 proc. do 21 proc. – dowiedziała się gazeta „Wiedomosti".

Ekonomiści policzyli, że podniesienie stawki podatku NDFL (PIT) z 13 do 17 proc. zbilansuje budżet Rosji. W ciągu ostatnich 11 lat udział wpływów z niego w dochodach własnych regionów zwiększył się z 29 do 38 proc. w minionym roku. Eksperci ostrzegają jednak, że eksperymenty z PIT mogą skutkować zwiększeniem szarej strefy i pracy na czarno. – Firmy mogą rejestrować swoich pracowników jako indywidualnych przedsiębiorców (samozatrudnienie), a wtedy zapłacą 6 proc. podatku – mówi Dimitrij Kostalgin, partner zarządzający Taxadvisor.

– Wprowadzenie podatku liniowego było jedyną dobrą reformą podatkową w Rosji. Trzeba więc dziesięć razy się zastanowić, zanim się z niego zrezygnuje – ostrzega ekonomista Władimir Nazarow.