Korespondencja z Brukseli
W czwartek Brytyjczycy decydują o swojej przyszłości w Unii Europejskiej. Jeśli zagłosują za wyjściem, premier tego kraju wyśle list do Komisji Europejskiej, informując o zamiarze podjęcia negocjacji na podstawie art. 50 traktatu o funkcjonowaniu UE. Przez dwa lata obie strony będą negocjowały warunki rozwodu. Po tym czasie przestaną je łączyć jakiekolwiek uprzywilejowane relacje. Będzie to miało rozliczne konsekwencje dla życia codziennego Polaków.
Najczęściej w kontekście Brexitu dyskutuje się o Polakach, którzy pracują na Wyspach. Bo to zalew imigrantów zarobkowych był jedną z przyczyn rosnącego tam eurosceptycyzmu. Jeśli Wielka Brytania wystąpi z UE, to przestanie też uznawać wzajemną swobodę osiedlania się i podejmowania pracy. Nowi polscy migranci będą musieli występować o pozwolenie na pracę, być może będą też musieli starać się o wizy. To zależy od decyzji Londynu.
Wychodząc z UE, Wielka Brytania przestałaby być częścią wspólnego rynku edukacyjnego. Dziś każdy student w UE może podjąć naukę na dowolnym europejskim uniwersytecie na takich samych warunkach jak student z kraju siedziby uczelni. Na prestiżowym uniwersytecie oksfordzkim za rok nauki Polak płaci ok. 13 tys. funtów, ma też dostęp do tych samych stypendiów co Brytyjczycy. W razie Brexitu opłata wzrosłaby do kwoty ok. 33 tys. funtów, którą muszą uiszczać tzw. studenci zagraniczni. Wielka Brytania przestałaby też być stroną programu wymiany studentów Erasmus. Obecnie na Wyspach studiuje ponad 6 tys. Polaków.
Innym skutkiem Brexitu na tamtejszym rynku pracy byłyby ograniczenia dla piłkarzy z krajów UE grających w Premier League. W UE żadna krajowa liga nie może nakładać ograniczeń na zatrudnianie piłkarzy z innych państw członkowskich – to tzw. prawo Bosmana, będące efektem orzeczenia Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości z 1995 roku. Ale brytyjskie kluby mogą ograniczać liczbę piłkarzy spoza UE. Po Brexicie Polacy znaleźliby się więc w tej samej puli i musieliby konkurować z zawodnikami z Ameryki Południowej czy Afryki.