Okazuje się bowiem, że Komisja Europejska zachęcona działaniem Europejskiego Funduszu na rzecz Inwestycji Strategicznych (jest już projekt rozporządzenia przedłużający jego działanie do 2020 r.) chce wprowadzić zdecydowanie więcej pożyczek do polityki spójności. Jakoś mnie to nie dziwi, zważywszy na coraz mniejszą chęć łożenia tzw. płatników netto do wspólnego budżetu UE i głosy, płynące np. z Włoch, że kraje nieprzyjmujące imigrantów powinny mieć przycięte fundusze strukturalne. Jeśli dodamy do tego zbliżający się Brexit w wersji realnej, a nie tylko w sferze ciągłych zapowiedzi, co oznacza, że z Unii wyjdzie drugi, po Niemczech, największy płatnik netto do wspólnej kasy, to widać, że trudno będzie zgromadzić kolejną dużą pulę pieniędzy na politykę spójności po 2020 r. Polskę zaboli to najbardziej, bo jako kraj jesteśmy największym biorcą pomocy z tej polityki. Świat nie znosi jednak próżni. Jest więc i nowa oferta z Brukseli. To pożyczki i gwarancje a la Juncker. Wielu pokręci nosem, mrucząc, że to nie dotacje. To prawda, ale jeśli będą to instrumenty wdrażane na poziomie krajowym, to te gwarancje i pożyczki będą dużo bardziej powszechne i łatwiejsze do uzyskania niż granty. Pieniądze z pożyczek krążą w gospodarce, wracając do funduszu funduszy i wspierając kolejnych przedsiębiorców. To niekończąca się cyrkulacja, która nie zakłóca konkurencji tak jak dotacje. Do tego Polska ma już dobre doświadczenia choćby z inicjatywami JEREMIE i JESSICA. Teraz do JEREMIE 2 przystąpiła już połowa regionów, a ma być ich 13. Pozostałe trzy też zastosują wsparcie zwrotne, tyle że w innym modelu. Zwrotna pomoc finansowa jest więc nam już znana. Prawdą jest jednak, że nie jest to bezpośredni transfer finansowy...