Poprzedni zarząd Tauronu, któremu nie podobały się warunki dyktowane przez państwo, został niedawno wymieniony na nowy. I właśnie ten nowy zaproponował oryginalne warunki emisji.

Spółka wyemituje dla Skarbu Państwa akcje nieme i jednocześnie uprzywilejowane, co jest ewenementem na naszej giełdzie. Właściciel akcji uprzywilejowanych dostanie podwójną w stosunku do innych akcjonariuszy dywidendę. Nie będzie jednak mógł z nich wykonywać głosów na WZA (akcje nieme). Z wysoką dywidendą chodzi o to, że cena akcji Tauronu na giełdzie to obecnie nieco ponad 3 zł, podczas gdy Skarb Państwa zapłaci w nowej emisji po 5 zł za sztukę. Mniej nie może, bo cena emisyjna nie może być niższa od wartości nominalnej, a ta wynosi właśnie 5 zł. Wyższa dywidenda będzie płacona tak długo, aż państwo odbierze od spółki różnicę między ceną zakupu a obecną wyceną rynkową. I niby wszystko jest w porządku.

Jednak nie jest, bo jeszcze na początku roku akcje Tauronu kosztowały na giełdzie powyżej 5 zł, a zaczęły tanieć, dopiero gdy rząd postanowił wciągnąć koncerny energetyczne w akcję ratowania górnictwa. Czyli sytuacja jest mniej więcej taka, że państwo spowodowało spadek ceny akcji spółki, na czym stracili jej akcjonariusze, a teraz dodatkowo kosztem tych akcjonariuszy wypłaci sobie wyższą dywidendę.

Na tym przykładzie widać znaczne przyspieszenie procesu wdrażania kapitalizmu państwowego przez obecną ekipę rządzącą. Warto wspomnieć, że odbywa się to na koszt uczestników innego promowanego kilka lat temu przez tę samą ekipę programu, mianowicie akcjonariatu obywatelskiego. Przypomnijmy – Skarb Państwa namawiał obywateli do kupowania akcji takich nibyprywatyzowanych spółek jak właśnie Tauron, zapewniając, że to świetna inwestycja. Zresztą z powodu powyższej operacji rykoszetem oberwą też akcjonariusze innych sprywatyzowanych wcześniej firm, bo Skarb Państwa opłaci emisję Tauronu ich akcjami. Ponieważ Tauron potrzebuje gotówki, szybko je sprzeda, co obniży ich kurs na giełdzie.