Reklama

Zabierzcie wazę z ponczem

William McChesney Martin Jr., najdłużej urzędujący szef amerykańskiej Rezerwy Federalnej, powiadał, że bank centralny ma być jak surowy dozorca, który zabierze wazę z ponczem właśnie wtedy, gdy przyjęcie rozkręca się na dobre.

Publikacja: 04.10.2017 22:21

Zabierzcie wazę z ponczem

Foto: Archiwum

Oznacza to, że jeśli przegapi właściwy moment na podwyżkę stóp procentowych, gospodarka rozgrzeje się nadmiernie, a inflacja wymknie spod kontroli. W efekcie zakrapiana zbyt tanim kredytem fala koniunktury zakończy się dla wszystkich załamaniem i bolesnym kacem.

W Polsce Rada Polityki Pieniężnej (RPP) wazy z ponczem długo jeszcze zabierać nie zamierza. A najwyższy czas o tym pomyśleć, skoro gospodarka pędzi i inflacja dziarskim krokiem zmierza do 2,5-proc. celu założonego przez NBP. I nie ma gwarancji, że się na tym poziomie zatrzyma, bo presja na wzrost cen jest naprawdę duża.

We wrześniu inflacja sięgnęła już 2,2 proc., choć ledwie rok temu ceny spadały i mieliśmy deflację. Ta pojawiła się w Polsce w lipcu 2014 r. i spakowała manatki dopiero w październiku 2016 r. Uśpiła naszą czujność. Niemal zapomnieliśmy o ryzyku inflacji – tym bardziej że na świecie, wbrew podręcznikowym zasadom, ceny nie wystrzeliły, mimo zalania rynków przez największe banki centralne dodrukowanym pieniądzem.

Inflacja na świecie nie szaleje dzięki opluwanej przez wielu globalizacji. Gigantyczna fabryka, jaką są kraje Azji Południowo-Wschodniej, nadąża za rosnącym popytem, więc dodrukowany pieniądz, zamiast podbijać ceny towarów konsumpcyjnych, nakręca kursy na rynkach finansowych i nadmuchuje bańki na rynkach nieruchomości.

W Polsce koniunkturę mocno rozgrzały rekordowo niskie, będące ostatnio realnie poniżej zera stopy procentowe NBP. Gospodarka przyspiesza już w tempie ponad 4 proc. rocznie. Nikt jeszcze nie mówi o przegrzaniu, bo gdzie jej tam do 6–7-proc. wzrostu w przedkryzysowych latach 2006–2007. Ale dramatyczne braki na rynku pracy sprawiają, że sytuacja jest inna niż wtedy. Płace w sektorze przedsiębiorstw wystrzeliły najmocniej od stycznia 2012 r. Firmy wliczają sobie ten wzrost kosztów w ceny wyrobów gotowych, które rosną najszybciej od sześciu lat. Wątpię, by handel nie przerzucił tak znacznych podwyżek na konsumentów.

Reklama
Reklama

Mówi się, że wyznaczając cel inflacyjny, banki centralne tak naprawdę zarządzają oczekiwaniami konsumentów co do wzrostu cen. Tyle że w Polsce na wyobrażenia o przyszłej inflacji mocniej wpływają rosnące ceny kostki masła czy litra benzyny niż komunikaty RPP. A skoro konsumenci będą oczekiwali wyższych cen, kupcy nie omieszkają skorzystać z okazji.

Tak oto wzrost inflacji może stać się samospełniającą się przepowiednią. Chyba że zamiast uspokajać i powtarzać jak mantrę, że wszystko jest pod kontrolą, władze monetarne wyślą wreszcie jasny sygnał, że w razie czego nie zawahają się zabrać wazy z ponczem.

Opinie Ekonomiczne
Nie wysokość, ale jakość. Dlaczego polskie podatki szkodzą gospodarce?
Materiał Promocyjny
MLP Group z jedną z największych transakcji najmu w Niemczech
Opinie Ekonomiczne
Cezary Szymanek: Dwa lata rządu Tuska. Czas na strategię, euro z Brukseli to za mało
Opinie Ekonomiczne
Gorynia, Hardt, Kośny, Kwarciński, Urbaniec: Ekonomia zamiast polaryzacji
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Czy Polska wyjdzie z Unii?
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Fabryki AI, czyli gdzie i jak powstaje infrastruktura sztucznej inteligencji
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama