Zalety rowerów dostrzegł już dawno Zachód. Mądrze zaplanowana sieć ścieżek to standard w miastach Beneluksu, Niemiec czy Austrii. Polskie miasta także na wyścigi rozbudowują ścieżki. Gdańsk ma ich już ponad 670 km, Katowice zapowiedziały, że będzie ich ok. 210 km. Trasy są także wokół małych i dużych ośrodków. To choćby Wielkopolski System Szlaków Rowerowych: dziewięć tras, mających od 100 km do 270 km. Ścieżki stały się standardem przy planowaniu nowych czy przebudowie obecnych dróg.

Niestety, za dynamicznym rozwojem infrastruktury nie zawsze nadąża mentalność rowerzystów. Pisałem już o tym i zdanie podtrzymuję: nie ma bardziej bezmyślnych uczestników ruchu. Co ciekawe, dotyczy to przede wszystkim Warszawy. Na zatłoczonych ścieżkach Trójmiasta, Śląska czy Poznania ludzie wydają się bardziej zaznajomieni z trudną sztuką poruszania się na drodze.

W Warszawie zachowanie części rowerzystów jest wręcz nieprawdopodobne. Wynika najczęściej z nieznajomości bądź ignorowania przepisów. Tamką jeżdżę codziennie. I regularnie widzę rowerzystów jadących w górę i w dół ulicy bardzo miejscami wąskimi chodnikami – mimo że w obu kierunkach są odrębne ścieżki na ulicy. Nie zdziwię się, gdy zobaczę osoby na elektrykach, które będą się przepychać chodnikami i stwarzać ze względu na prędkość i dynamikę e-rowerów jeszcze większe zagrożenie. Winna jest likwidacja obowiązku posiadania karty rowerowej, powodująca nieznajomość przepisów drogowych.

Śmiało, pójdźmy jeszcze dalej. Skoro wszyscy uczestnicy ruchu powinni podlegać tym samym przepisom, to zlikwidujmy także prawa jazdy. Przecież kierowcy, mając obowiązek ich posiadania, są w stosunku do rowerzystów wyraźnie dyskryminowani.