Dobrze, że władze wprowadziły ułatwienia formalne w odbudowie domostw i podniosły limity pomocy dla najbardziej poszkodowanych. Tyle że straconego czasu to nie nadrobi i nie sprawi, że Pomorzanie zapomną słowa wojewody, iż wojska do sprzątania gałęzi i liści wzywać nie będzie. Bis dat qui cito dat (kto szybko daje, ten dwa razy daje) – tę łacińską sentencję każdy polityk – z rządu czy z opozycji – powinien powiesić sobie nad biurkiem.

Minister spraw wewnętrznych, zamiast wchodzić w komplikujący już i tak trudną sytuację spór z marszałkiem województwa, powinien pomóc pani premier w odpowiedzi na pytanie, jak to się stało, że gdy w sobotę 12 sierpnia spotkała się ze sztabem kryzysowym w Gdańsku, nikt nie dostrzegł ogromu klęski wykraczającej poza tragedię harcerskiego obozu. Stanęło wtedy na zarządzeniu kontroli obozów i kolonii. Pomoc wojska ruszyła dwa dnia później, gdy internet aż huczał od komentarzy.

Gdy w Warszawie władze w długi weekend szykowały się do wojskowej defilady, na Pomorzu trwało pospolite ruszenie ochotników usuwających zniszczenia ramię w ramię z poszkodowanymi mieszkańcami. Zaradność, hart ducha i umiejętność samoorganizacji bardzo dobrze wróżą na czas odbudowy. Wygląda na to, że sprawdzili się tutejsi samorządowcy oraz strażacy – zawodowi i ochotnicy. Tam, na dole, państwo zdało egzamin. Warto mieć to w pamięci przy podejmowaniu decyzji o dystrybucji władzy i dochodów z podatków. Z Warszawy widać mniej.

Władze centralne mają jednak szansę odzyskać część straconych punktów, zapewniając nie tylko doraźną pomoc. Naprawa dachów to za mało. Konieczne jest choćby wsparcie dla poszkodowanych przedsiębiorców, które pozwoli przetrwać najtrudniejszy okres i wznowić działalność, a nawet zmienić branżę. Część z nich obsługiwała turystów, a region stracił przecież lwią część swoich walorów. By lokalna gospodarka stanęła na nogi, przydadzą się zachęty dla inwestorów, by stworzyli miejsca pracy w nowych branżach.

W krótkiej perspektywie odbudowa nakręci w regionie koniunkturę. Potrzebne będą materiały budowlane, dziesiątki murarzy, cieśli i dekarzy. Będzie spory zarobek przy sprzątaniu tysięcy hektarów lasu i sadzeniu nowego. To paradoks, ale klęski żywiołowe, tak jak wojny, dorzucają swoje do PKB. Ale gdy już wszystkie wiatrołomy zostaną z lasów wywiezione, a domy naprawione, przyjdzie najtrudniejszy czas. Jeśli lokalna gospodarka nie stanie na nogi, tej społeczności grozi depresja. Wtedy – jak pisze na Twitterze jeden z lokalnych dziennikarzy – politycy i media o regionie zapomną i zostawią go samemu sobie. Oby się pomylił.