Co ciekawe, takie oddolne inicjatywy nie są wcale wspierane przez Brukselę. Zdaniem Komisji Europejskiej zmniejszanie zanieczyszczeń związanych z ruchem samochodowym powinno się odbywać przez redukcję emisji szkodliwych substancji, a nie wprowadzanie restrykcji wobec konkretnego typu silników. Jednak zmiany – choć nie są wymuszone – i tak postępują, co widać po przyspieszającej modernizacji taboru, z jakiego korzysta miejska komunikacja. Wpływ na to mają lokalne władze. Sama Bruksela od 2015 r. nie kupuje już pojazdów zasilanych olejem napędowym, przestawiając transport publiczny na sprężony gaz ziemny (CNG). W Madrycie ten rodzaj paliwa napędza połowę miejskich autobusów, w czeskim Brnie – jedną trzecią. Rośnie także liczba e-autobusów. Część aglomeracji powraca do idei transportu szynowego – renesans tramwajów widoczny jest m.in. we Francji, ale także na Wyspach Brytyjskich. I niepotrzebne są unijne dyrektywy, kluczem do zmian staje się podnoszenie jakości życia mieszkańców.

Podobny trend jest coraz bardziej widoczny także w Polsce. Ekologiczny transport jest uznawany za jedną z kluczowych gałęzi rozwoju gospodarki w ramach „Programu na rzecz bezemisyjnego transportu publicznego". Kolejne miasta ogłaszają plany gruntownej modernizacji taboru i przestawienia go na paliwa alternatywne. Przy dodatkowym wsparciu, np. zawieszeniu akcyzy na CNG, takie działania mogłyby znacznie przyspieszyć. A skorzystają na tym nie tylko mieszkańcy, ale i gospodarka – Polska jest bowiem liczącym się producentem autobusów, więc wpisanie się w obecny trend może też oznaczać niezły biznes.