To, co rolnictwu zdecydowanie nie pomaga w rozwoju, to działalność samego resortu rolnictwa, które kolejne problemy branży rozwiązuje albo opieszale, albo jedynie w sferze deklaracji. Pełne spektrum można było obserwować w wypadku zwalczania ASF, gdy rolnicy nie mogli się doczekać interwencyjnego skupu wieprzowiny i produkcji słynnych konserw. Albo w wypadku ptasiej grypy, gdy producenci drobiu czekają na otwarcie rynków. Albo w wypadku zakazu handlu ziemią rolną, który wprawdzie ukrócił spekulacje, ale jednocześnie praktycznie uniemożliwił pozyskanie z hipoteki środków na inwestowanie w gospodarstwo. Ustawę pisaną na kolanie szybko naprawiano nowelizacjami.

Opisywaną dziś nowelizację ustawy o Agencji Rynku Rolnego i organizacji niektórych rynków rolnych można pochwalić tylko, gdy się na nią spojrzy z daleka. Daje ona możliwość zawierania umów przez sklepy i rolników drogą elektroniczną, SMS-ową, a nawet przez telefon. Wydawałoby się więc, że ustawę poprawiono, ale kontrowersyjny zapis o bardzo wysokich karach został. Skrócenie okresu przechowywania umów z pięciu do dwóch lat jest niezauważalnym komfortem. Według branży skorzystają na tym tylko wielkie sieci, które sobie poradzą z formalnościami. Indywidualny rolnik jest zwolniony z umów – ale tylko do pewnego pułapu dostaw. Powstaje pytanie, po co w ogóle były konsultacje ustawy, którą krytykują i handlowcy, i rolnicy.