Konkretnych ustaleń dotyczących systemu i umowy na jego zakup jak nie było, tak nie ma. Aktualne pozostają natomiast znaki zapytania, wraz z kwestią nieco zapomnianą: czy taki system rzeczywiście jest Polsce potrzebny? Przypomnę tylko, że po latach żmudnych negocjacji, za cenę kilkudziesięciu miliardów złotych mamy szanse pozyskać broń zdolną skutecznie bronić zaledwie skrawek terytorium naszego kraju.

Wiąże się z tym drugi znak zapytania. Przyjmijmy, że patrioty w naszym kraju są koniecznością, trzeba wydać te ciężkie pieniądze. Ale co otrzymamy w zamian? System najprawdopodobniej będzie nowoczesny, wymagania strony polskiej przewidują bowiem rozwiązania, których nie mają jeszcze sami Amerykanie. Tylko jaki w tym wszystkim będzie udział naszych firm? Przedstawiciele producenta patriotów, koncernu Raytheon, twierdzą, że polskie zaangażowanie będzie dotyczyło co najmniej połowy kontraktu, mówią nawet o produkcji „polskiego patriota". Nie ma powodu, by im nie wierzyć, aczkolwiek trudno w tej chwili określić, jaki naprawdę będzie nasz wkład – czy będziemy produkować śrubki i blachy do pojazdów transportujących system, czy jakąś część rozwiązań opartych na najnowocześniejszych technologiach.

Warto zatem zabiegać o jak najlepsze dla Polski warunki kontraktu i ta walka trwa. Jeżeli zostanie przegrana i patrioty nie wniosą wartości dodanej do naszej gospodarki, nie będzie poważnego transferu technologicznego, to szczerze mówiąc, darowałbym sobie ten zakup. Nie będzie miał sensu ani militarnego, ani biznesowego, a ewentualnej polskiej porażki negocjacyjnej nie przykryje nawet kilka wizyt amerykańskich prezydentów.