Nie w każdym mieście swoje oddziały mają takie sieci sklepów, jak Kuchnie Świata, Organic Farma Zdrowia czy – jeszcze do niedawna, bo właśnie znikają z mapy Polski – spożywcze części Marks & Spencer albo markety takie jak wrocławskie Epi. Dlatego czytelnicy kulinarnych blogów, zwłaszcza tych z przepisami na potrawy wegetariańskie czy wegańskie, są przez kulinarnych blogerów przekierowywani w poszukiwaniu takich produktów do sklepów internetowych albo na... Allegro. Kulinarni zapaleńcy dawno mają już więc odrobioną lekcję z kupowania jedzenia w sieci i m.in. dzięki nim będzie w Polakach coraz szerzej zaszczepiany zwyczaj zaglądania do internetu przed planowanym wielkim gotowaniem. Moda na tworzenie coraz bardziej wyszukanych potraw wcale nie słabnie. Wręcz przeciwnie – coraz więcej osób będzie poszukiwać produktów, których nazwy jeszcze kilka lat temu nic im nie mówiły, a miejsce pochodzenia wymagało dyskretnego rzucenia okiem w Googlemaps.

Masowe zakupy online produktów spożywczych, w tym tych świeżych, jak warzywa czy owoce, to jednak zupełnie inna sprawa. Kilograma mąki nie wybiera się w sklepie z takim zaangażowaniem jak świeżego bakłażana i wcale mnie nie dziwi, że jedzenie przez internet kupuje w Polsce na razie tylko 16 proc. z nas. W przypadku świeżych produktów ten odsetek jest pewnie jeszcze niższy.

Tu jednak z silnymi oporami wygra wieczny polski brak czasu i wygoda, jaką zapewniają dostawy z internetu. A jeśli sklepy internetowe zaczną masowo oferować dowóz świeżych warzyw np. z najbliższych lokalnych bazarków, na zakupy do tradycyjnego warzywniaka będziemy chodzić, jak bohaterka francuskiego filmu „Amelia" – dla samej przyjemności pokonwersowania ze sprzedawcami.