Niewielkim pocieszeniem w sytuacji coraz częstszych zmian prezesa może być fakt, że giełda nie jest firmą strategiczną dla polskiej gospodarki. To mikrus w porównaniu z bilansami i budżetami PZU, KGHM czy chociażby Pekao. A jednak. Zmiana prezesa giełdy zawsze budzi spore emocje. W końcu jest ona wisienką na torcie krajowego rynku kapitałowego.

Tymczasem przed prezesem GPW nie lada wyzwania. Nie wystarczy tylko korzystać ze sprzyjającej koniunktury, czyli rosnących zysków firm czy giełdowych indeksów. Trzeba działać. W przeciwnym wypadku skazujemy instytucję, która może być ambasadorem całego rynku kapitałowego i jednym z kół zamachowych gospodarki, na dalsze dryfowanie.

Priorytetem jest odbudowa zaufania do giełdy w oczach inwestorów i przedsiębiorców. To trudne zadanie. Po ostatnich zmianach przepisów firmy skarżą się na przeregulowanie rynku giełdowego.

GPW powinna stać się ważną częścią „Planu na rzecz odpowiedzialnego rozwoju" wicepremiera Morawieckiego. To, wzorem Izraela czy USA, idealne miejsce na finansowanie innowacyjnych i czasami bardziej ryzykownych pomysłów biznesowych. Inwestorów, a zwłaszcza kapitału, w dobie niskich stóp procentowych przecież nie brakuje.

Nie wiadomo jeszcze, czy Marek Dietl uzyska akceptację Komisji Nadzoru Finansowego. Poprzedni kandydat na to stanowisko – Rafał Antczak – takiej zgody nie dostał (sam zainteresowany na dzień przed werdyktem zrezygnował). Miejmy nadzieję, że tym razem, wobec swoistego sojuszu wicepremiera Morawieckiego z prezydentem, nie powinniśmy być świadkami szopki, w której górę wezmą partyjne interesy.