Kupować polskie, czyli jakie? To wbrew pozorom trudne pytanie. Pochodzący z Drezna Andre Gerstner przejął Groclin z rąk potomka Michała Drzymały, którego wóz i walka z wynarodowieniem przeszły do historii. Niemiec wyciągnął firmę z kryzysu. Teraz, jak mówi (po polsku), w połowie czuje się Polakiem, mieszka w Poznaniu z żoną Polką i chodzi na mecze Lecha. Czy takie firmy traktować jako polskie czy zagraniczne? Czy patriotą jest zagraniczna firma płacąca w Polsce podatki i zatrudniająca Polaków czy może polska płacąca niższe podatki na Cyprze i sprowadzająca towar z Chin?

Zdecydowanie ta pierwsza. Nie patrzmy na pochodzenie kapitału, ale na korzyści dla kraju i społeczeństwa. Patriotą jest urzędnik ułatwiający życie biznesowi i przedsiębiorca płacący tu podatki, inwestujący tu i zatrudniający pracowników, płacący im godziwie, wspierający lokalne społeczności. To także ktoś, kto tworzy wysokiej jakości produkty „made in Poland".

PiS niesie wysoko sztandar patriotyzmu gospodarczego, ale nie zawsze rozumie go dobrze. Podatek handlowy miał być przykładem patriotyzmu i uderzyć w wielkie zachodnie sieci hipermarketów. Polskimi patriotami okazali się jednak blokujący go urzędnicy w Brukseli. W przeciwnym razie uderzyłby w polskie sieci handlowe, które nie mogą się, jak światowi potentaci, odkuć na innych rynkach.

Państwo namawia do patriotyzmu, ale samo często obrzydza go przedsiębiorcom – wysokimi podatkami i skazywaniem na biurokratyczną mitręgę. Nieraz zmusza do wyprowadzki za granicę. Bycie gospodarczym patriotą jest większym wyzwaniem, niż może się wydawać.