Z jednej strony te miliardy napędzają popyt wewnętrzny, a z drugiej podnoszą zamożność rodzin. Po trzecie wreszcie, kolejnym czynnikiem zwiększającym zamożność w Polsce są transfery pieniędzy, jakie płyną od rodaków, którzy po rozszerzeniu UE wyjechali do pracy w krajach starej Unii. Co prawda nie jest to już tak wartki strumień jak w połowie ubiegłej dekady, ale cały czas jest to zastrzyk dla wielu rodzin, szczególnie w mniejszych miastach.

To, że Polacy są coraz bardziej zamożni, widać po stopie bezrobocia, która obecnie wynosi niewiele ponad 8 proc. To oczywiście szczęście w nieszczęściu, bo pracodawcy skarżą się, że coraz trudniej znaleźć im pracowników. Narastający kryzys w zatrudnieniu stworzył szansę dla Ukraińców, których już ponad milion pracuje nad Wisłą. Należy się spodziewać, że będzie ich więcej nie tylko ze względu na ułatwienia wizowe, jakie szykuje Unia Europejska. Bogacący się Polacy, tak jak mieszkańcy zamożnych krajów zachodniej Europy, nie będą chcieli podejmować nisko płatnej pracy i stworzą rynek dla jeszcze większej rzeszy imigrantów ze Wschodu.

Jest też nadzieja, że w branżach, gdzie nie można znaleźć pracowników, zaczną rosnąć pensje. A w tej kwestii nadal znacząco odbiegamy od krajów starej UE. Jak szacuje fundacja „Pomyśl o przyszłości", której założycielem jest prezes Fakro Ryszard Florek, Polacy zarabiają cztery razy mniej niż mieszkańcy bogatych krajów Zachodu. Cieszmy się zatem, że społeczeństwo się bogaci, ale pamiętajmy, jaki dystans dzieli nas od innych krajów unijnych.