Wskaźnik niedoli (Misery Index) będący podstawą rankingu nieszczęśliwych gospodarek świata bazuje na obiektywnych miarach, jak stopa bezrobocia oraz inflacji.

W rezultacie niechlubne zestawienie otwiera Wenezuela, gdzie wskutek gigantycznej inflacji koszt obiadu dla dwojga w przyzwoitej restauracji sięga miesięcznej płacy minimalnej. Wysokie bezrobocie trapi zaś kraje z kolejnych miejsc w rankingu niedoli. Trafiły do czołówki nieszczęśników, gdyż nie widać przesłanek, by mogły coś zmienić na lepsze. No właśnie – przesłanek. Tak naprawdę zarówno ten ranking, jak i wiele innych zestawień, nie dotyczy wyłącznie twardych danych, ale także psychologii. A konkretnie – psychologii ekonomistów, bo autorzy rankingu bazują na ich odczuciach. Docenia je ekonomia behawioralna, która – sięgając po psychologię i socjologię – dowodzi, że przeciętny Kowalski zamiast rozsądku często kieruje się emocjami i uprzedzeniami.

Wiedzą to od lat spece od marketingu – zarówno w gospodarce jak i w polityce liczy się nie tylko produkt, ale też jego marka, czyli dobry wizerunek. Było to dobrze widać w uzasadnieniu agencji S&P, która niedawno obniżyła rating Polski. Podobne argumenty (niepewność ekonomistów wobec polityki gospodarczej rządu PiS) skłoniły autorów rankingu Bloomberga do przesunięcia Polski z 42. pozycji wypracowanej spadkiem bezrobocia i niską inflacją, na bardziej nieszczęśliwe 27. miejsce. Widać więc, jak bardzo liczą się emocje i sztuka budowania dobrego wizerunku, z czym PiS ma problemy zarówno w kraju, jak i za granicą. Przydałby się doradca z Tajlandii, która okazała się najbardziej szczęśliwym dla konsumentów krajem. Choć nie jest zbyt zamożna, od dwóch lat rządzi tam wojskowa junta, a za obrazę nie tylko króla, ale i jego psa grozi ponad 30 lat więzienia. Zamożna, demokratyczna Szwajcaria jest na drugim miejscu, pomimo iż jeden z jej flagowych produktów, czekolada, podnosi poziom hormonów szczęścia.