Największe emocje budzi nadal, że wśród zatrzymanych, to prawda w luksusowych warunkach w hotelu Ritz Carlton, jest książę Al-Waleed bin Talal, nazywany arabskim Warrenem Buffetem. Mnożą się spekulacje na temat powodów, z jakich znalazł się w grupie aresztowanych. Przecież popierał księcia — następcę trony Mohammeda bin Salmana, który kilka miesięcy temu zrobił chociażby to, o co Al Waleed zabiegał od dawna — zezwolił kobietom na prowadzenie samochodów. Ale konserwatywną politykę, zwłaszcza wobec kobiet Al Waleed krytykował już od dawna. Jego czwarta żona, księżniczka Amira, była chyba jedyną osobą w królestwie, która pojawiała się publicznie bez hidżabu obowiązkowo zakrywającego głowę.
Własna polityka
Podczas szczytu OPEC w Rijadzie w 2007 roku książę z otwartością przyjmował grupkę kilkorga zagranicznych dziennikarzy zaproszonych przez kartel. Po wjeździe na jedno z najwyższych pięter wieżowca Kingdom Holding Company dziennikarki zachęcono do zdjęcia nie tylko hidżabów, ale i abaji, bez których nie mogłyśmy się poruszać w publicznych miejscach. Jeszcze pod budynkiem Kingdom Holding policja polityczna pokrzykiwała na nas „Woman! Woman! Cover! Cover! ”, kiedy tylko spod hidżabu wymknął się nawet mały kosmyk włosów. Tymczasem kobiety pracujące u Al Waleeda były w mini bądź obcisłych spodniach. Sam Al Waleed przyjął nas wtedy także w bardzo cywilnym ubraniu, miło rozmawiał. Pytany o inwestycje mówił, że kilkakrotnie zdarzyły mu się małe pomyłki, ale błędów nie popełnił. Stąd konsekwencja w budowaniu majątku, który zresztą chciał rozdzielić na świecie. Chętnie opowiadał o tym, jak lubi pracować z kobietami, opowiadał o Hanadi Al Hindi, pierwszej kobiecie, która w Arabii Saudyjskiej otrzymała licencję pilota samolotów pasażerskich. W sieci natychmiast pojawily się jej zdjęcia z kokpitu Jumbo B747 należącego do Al Waleeda, ale tak naprawdę nikt nie widział, czy rzeczywiście samolot pilotowała. Natomiast Al Waleed jak najbardziej, bo także jest pilotem. Pojawiły się również pogłoski, że kupił także Airbusa A380, po królewsku go wyposażył, ale nigdy nie odebrał. Podobno stoi gdzieś zaparkowany na płycie na jednym z lotnisk należących do Airbusa.
Prowadził także swoją własną politykę zagraniczną. W 2001 roku, po zamachach lotniczych natychmiast poleciał do Nowego Jorku i chciał wręczyć burmistrzowi miasta Rudy Giulianiemu czek na 10 mln dolarów. Gest był bardzo kontrowersyjny, chociaż miał Amerykanów przekonać, że Arabia Saudyjska potępia zamachy. Chociaż nikt nie miał wątpliwości, że za zamachami stali terroryści pochodzący właśnie z Arabii Saudyjskiej. Dodatkowo Giuliani uznał, że Al Waleed dając mu czek uśmiechnął się ironicznie.
Natomiast kiedy rząd w Rijadzie dyskretnie milczał, gdy ówczesny kandydat na prezydenta, Donald Trump zapowiadał wprowadzenie kategorycznego zakazu wjazdu do USA wszystkich obywateli państw muzułmańskich, Al Waleed nie obawiał się napisać wprost, że Donald Trump jest nieszczęściem dla Ameryki. Tę retorykę zmienił, kiedy został on wybrany rezydentem. Administracja zakaz wjazdu obywateli z kilku krajów arabskich wprowadziła, jednak okazał się on bardzo kulawy.
Nie tylko po tatusiu
Kiedy Saudyjczycy weszli na ścieżkę sporów z Iranem, Al Waleed natychmiast poparł politykę Rijadu i wycofał się z inwestycji w tym kraju.