Rynki z niepokojem oczekiwały comiesięcznej konferencji prasowej po posiedzeniu Rady EBC w czwartek. Wypatrywały sygnałów dotyczących przyszłości programu zakupów obligacji na rynku, który EBC realizuje od stycznia 2015 roku i na razie ma zaplanowany do końca 2017 roku. Powody do obaw były, bo miesiąc wcześniej prezes EBC wspomniał o konieczności zastanowienia się nad skalą i przyszłością tego programu, który obecnie obejmuje comiesięczne zakupy wartych 60 mld euro obligacji rządowych i korporacyjnych. Celem od początku była walka z recesją, ale linią graniczną jest poziom inflacji. EBC musi dbać o to, żeby w strefie euro była ona bliska, jednak nie wyższa niż 2 proc. I właśnie fakt, że wzrost gospodarczy utrzymuje się nieprzerwanie od 17 miesięcy, co jest najlepszym wynikiem od wybuchu kryzysu w 2008 roku, i ceny mogą rosnąć, mógłby być powodem zakończenia ilościowego poluzowania polityki pieniężnej.

Po czwartkowym spotkaniu widać jednak, że Draghi będzie bardzo ostrożny. – Nie doszliśmy jeszcze do tego punktu (dyskusji o zacieśnieniu polityki pieniężnej – red.), musimy być konsekwentni, cierpliwi i ostrożni – podkreślił Włoch. Na swoim comiesięcznym posiedzeniu Rada EBC zdecydowała o pozostawieniu stóp procentowych na niezmienionym poziomie i nie sprecyzowała, kiedy będzie dyskutować o przyszłości polityki pieniężnej. Draghi stwierdził tylko, że „jesienią", co jest oczywiste, bo skoro program trwa do grudnia, to jesienią trzeba zdecydować co dalej. Draghi zamierzał być gołębi, po tym, jak na jego ostrożne zapowiedzi w czerwcu rynki zareagowały nerwowo. Ale nie do końca mu się to udało. Bo co prawda zaleca ostrożność, ale jednocześnie wspomniał o stopniowo rosnącej inflacji. To dlatego kurs euro do dolara wzrósł, a rentowności obligacji poszły do góry.

Decyzja o zakończeniu ilościowego luzowania polityki pieniężnej, czyli po prostu programu systematycznego zakupu papierów skarbowych na rynku, będzie miała poważne konsekwencje dla gospodarki strefy euro. Bo rynki przyzwyczaiły się już do aktywnej postawy banku centralnego. Jednak eksperci od dawna zauważają, że program nie spełnił wszystkich założeń. Powinien obniżać kurs euro wobec dolara – obniżył. Powinien doprowadzić do niższych długoterminowych stóp procentowych – doprowadził. Ale oczekiwany wzrost inwestycji i wzmocnienie rynku mieszkaniowego są nieznaczne, a oczekiwana restrukturyzacja portfeli bankowych w kierunku aktywów bardziej ryzykownych nie nastąpiła. Wciąż mają duże pakiety obligacji rządowych, czyli nie wykorzystały programu po to, by zwiększyć kredytowanie realnej gospodarki. Sam EBC ocenia jednak, że program ma swoje osiągnięcia i dzięki niemu udało się w strefie euro przywrócić wzrost gospodarczy i stworzyć 6 mln miejsc pracy. Problem polega na tym, jak z niego zrezygnować, żeby nie spowodować szoku i wzrostu oprocentowania kredytów w sytuacji, gdy ożywienie nie jest jeszcze silne. A zrezygnować trzeba, bo na dłużej taka polityka prowadzi do spadku zysków banków i budowania przez nie wadliwych, nakierowanych na unikanie ryzyka modeli biznesowych.

Program ilościowego luzowania polityki pieniężnej, polegający na zakupie aktywów przez bank centralny, stosuje się w czasach poważnej i przeciągającej się recesji, gdy zawodzą klasyczne instrumenty, czyli stopy procentowe. W sytuacji gdy jedyną możliwością jest obniżenie ich poniżej zera, bank może zdecydować o zakupie obligacji. I tak właśnie zrobił EBC pod kierunkiem włoskiego prezesa.

Luzowanie w reakcji na kryzys

Ilościowe poluzowanie polityki pieniężnej polega na zakupie papierów skarbowych o dłuższym terminie zapadalności, w odróżnieniu od bonów skarbowych, które są standardowym instrumentem banku centralnego. W reakcji na kryzys z lat 2008–2009 jako pierwszy takiego niestandardowego instrumentu użył amerykański Zarząd Rezerwy Federalnej. Zrobił to w marcu 2009 roku, gdy zorientował się, że zerowe stopy procentowe nie pomagają.