Rzeczpospolita: Wdowa po gen. Czesławie Kiszczaku próbowała sprzedać IPN dokumenty prawdopodobnie potwierdzające agenturalną przeszłość Lecha Wałęsy. Czy w Czechach dochodziło do podobnych sytuacji?
Petruška Šustrová: Nie. Wprawdzie istniały kiedyś podejrzenia, że byli oficerowie bezpieki ukryli jakieś dokumenty, ale sprawa nigdy nie ujrzała światła dziennego. Pojawiają się też czasem podejrzenia o agenturalną przeszłość kandydatów do czeskiego parlamentu czy osób, które już w nim zasiadają. Mam na myśli np. Andreja Babiša, naszego ministra finansów. Sądy często jednak uniewinniają oskarżonych – nawet jeśli istnieją dokumenty potwierdzające ich związki z bezpieką.
Jak to możliwe?
Dokumenty są dla sądu drugorzędne. Sędziowie powołują się na słowne zeznania byłych oficerów prowadzących z bezpieki, autorów dokumentów, którzy zazwyczaj mówią, że to, co napisali w papierach, było pomyłką. A nawet, że napisali nieprawdę. Podobnie było z Babišem: mimo demaskujących dokumentów oficer bezpieki zeznał, że nie mieli z nim żadnego kontaktu. Sąd w to uwierzył. A przecież za komuny Babiš zajmował wysokie stanowisko w przedsiębiorstwie handlu zagranicznego. Tam niemalże wszyscy byli TW.
W Polsce podejrzewa się, że Wałęsa był szantażowany przez gen. Kiszczaka...