Kryzys wizerunkowy PiS

PiS się właśnie przekonał, że nawet jego elektorat nie wszystko wytrzyma.

Aktualizacja: 21.07.2016 22:31 Publikacja: 21.07.2016 20:15

Partia Jarosława Kaczyńskiego dwa razy wycofała się z podwyżek dla najważniej-szych osób w państwie.

Partia Jarosława Kaczyńskiego dwa razy wycofała się z podwyżek dla najważniej-szych osób w państwie.

Foto: PAP, Leszek Szymański

Wycofanie przez PiS projektów ustaw podwyższających wynagrodzenia najważniejszych osób w państwie to przejaw najpoważniejszego kryzysu wizerunkowego tej partii od wyborów. Pierwszy raz bowiem PiS przegrał jakąś sprawę w efekcie nacisku opinii publicznej.

Udawane tłumaczenia

Politycy PiS zmianę decyzji w sprawie wycofania projektu tłumaczyli tym, że Jarosław Kaczyński nie znał założeń projektu, a Beata Szydło rzekomi zaskoczona poprosiła o zmniejszenie skali podwyżki dla szefa rządu. Tyle że prezes PiS głosował za przekazaniem projektu do dalszych prac, trudno mu więc zasłaniać się niewiedzą. Pod projektem podpisało się kilkudziesięciu czołowych posłów PiS; w dodatku, jak wynika z naszych informacji, powstawał on w Kancelarii Premiera. Trudno więc przyjąć tłumaczenie, że dokumentu nie konsultowano z kierownictwem partii.

Zmiana stanowiska władz PiS nastąpiła w środę, kiedy to dwa tabloidy frontalnie zaatakowały prawicowy rząd. Szczególnym przedmiotem krytyki brukowców stały się podwyżki dla posłów i senatorów.

– Tylko słaba władza wycofuje się pod wpływem krytyki tabloidów – oburza się jeden z prawicowych posłów. A co dopiero, gdy cofa się dwa razy.

Słabość ta wynika z fałszywych założeń, które PiS przyjął. Liczył na to, że podczas wakacji większość Polaków albo jest zajęta przygotowaniami do urlopu, albo właśnie na nim wypoczywa, albo po urlopie z trudem wraca do codzienności. PiS liczył też na przychylne sobie media. Być może uwierzył w to, że uda się powtórzyć scenariusz użyty po warszawskim wystąpieniu Baracka Obamy. Prorządowe media przedstawiły je niemal w taki sposób, jakby prezydent USA pochwalił PiS, a skrytykował opozycję i prezesa Trybunału Konstytucyjnego.

Obie te nadzieje okazały się płonne. Wysoka temperatura w polskiej polityce – prace nad ustawą o TK czy awantura wewnątrz Platformy – zamiast przykryć sprawę podwyżek dla najważniejszych urzędników, tylko ściągnęła na nią uwagę. W dodatku fala populistycznego oburzenia na PiS była nie do zatrzymania nawet przez prorządową propagandę. Tabloidy – bez względu na sympatie polityczne – rzuciły się na PiS, odwołując się do stereotypu pazernych nierobów, którzy chcą się dorobić w parlamencie.

W słusznej sprawie

Porażka PiS jest tym boleśniejsza, że akurat w sprawie podwyżek dla najważniejszych osób w państwie partia rządząca ma rację. Sytuacja, w której wiceministrowie zarabiają kilkakrotnie mniej niż dyrektorzy w resortach i wielokrotnie mniej, niż mogliby zarobić na rynku, jest patologiczna. W dobrą stronę szła też propozycja wynagrodzenia dla pierwszej damy. Małżonki prezydentów rezygnują z pracy na czas kadencji swych mężów i nie mają w tym czasie opłacanych nawet składek emerytalnych. Protokół zaś przewiduje ich udział w wielu wydarzeniach publicznych, politycznych i międzynarodowych.

Jednak przemycona w projekcie propozycja podwyżek dla posłów i senatorów storpedowała całą inicjatywę.

Sytuację PiS pogorszyło też to, że wcześniej w autorytet tej partii uderzył spór o apel smoleński 1 sierpnia. Minister obrony Antoni Macierewicz (który akurat przebywa w USA i dlatego trudniej mu na to reagować) upiera się, by podczas uroczystości upamiętniających powstanie warszawskie wspominać ofiary katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. Pomysł nie podobał się nie tylko powstańcom, suchej nitki nie zostawili na nim wyrozumiali na co dzień wobec PiS prawicowi publicyści. Odcięła się od niego nawet Marta Kaczyńska.

Obie te przegrane przez PiS batalie łączy inny niż dotychczas przebieg frontów sporu. Dotąd w niemal wszystkich konfliktach podział biegł wzdłuż linii PiS – reszta świata. Partia Kaczyńskiego nie przejmowała się krytyką, bo była ona przewidywalna. Sympatycy PiS popierali najbardziej nawet kontrowersyjne decyzje, protestowali jego przeciwnicy.

W przypadku zarobków VIP-ów czy apelu smoleńskiego oburzenie powstało również na prawicy. PiS zirytował zatem nawet własny elektorat.

Partia rządząca nie upadnie od tego zamieszania. Obecny kryzys może być jednak sygnałem, że obozowi władzy będzie odtąd jeszcze trudniej osiągać swoje cele. Nie dość, że PiS nie dostał sondażowej premii po wyborczym zwycięstwie, to cierpliwość własnego elektoratu też nie jest niewyczerpana. Może się okazać, że pomysł podwyżek nazwany przez opozycję programem Koryto+ ograniczy wizerunkowe zyski z projektu 500+.

Wycofanie przez PiS projektów ustaw podwyższających wynagrodzenia najważniejszych osób w państwie to przejaw najpoważniejszego kryzysu wizerunkowego tej partii od wyborów. Pierwszy raz bowiem PiS przegrał jakąś sprawę w efekcie nacisku opinii publicznej.

Udawane tłumaczenia

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Publicystyka
Michał Kolanko: Andrzej Duda i Donald Tusk. Skończył się Waszyngton, wróciła wolna amerykanka
Publicystyka
Andrzeja Dudę i Donalda Tuska łączy tylko bezpieczeństwo. Są skazani na konflikt
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Czy nad Episkopatem Polski zamiast słońca wyjdzie księżyc?
Publicystyka
Łukasz Warzecha: Unijna polityka klimatyczna? Zagrożenie dla naszego dobrobytu