Wiatraków boją się przede wszystkim mieszkańcy gmin. Nie chcą ich w pobliżu swoich domów. Do rzecznika praw obywatelskich wpływa wiele skarg w tej sprawie. Właściciele domów w sąsiedztwie wiatraków twierdzą, że negatywnie wpływają one na ich zdrowie. Rzecznik wielokrotnie interweniował w tej sprawie, najczęściej swoje wystąpienia kierował do ministra środowiska. Ostatnie z 4 lutego 2016 r., zostało przesłane do Ministerstwa Energii. Z kolei władze samorządowe na ogół są przychylne farmom, bo oznaczają spory przypływ gotówki do gminnej kasy. Przy okazji jednak potrafi dochodzić do nieprawidłowości, na co wskazują kolejne raporty NIK. Farmy aprobują też ekolodzy, bo są to odnawialne źródła energii. Zielone światło daje im również Unia.
Wielu konfliktów można byłoby uniknąć, gdyby istniały jasne i przejrzyste przepisy dotyczące tego typu inwestycji. Teoretycznie wkrótce powinno się to zmienić. W Sejmie na drugie czytanie czeka projekt ustawy w tej sprawie. Jego autorem są posłowie PiS. Projekt przewiduje, że elektrownie będzie można budować tylko tam, gdzie zezwolą na to miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego. Plan ma określać, jaka może być ich maksymalna wysokość. Dziś jest z tym różnie. W niektórych gminach pozwala się na lokowanie farm na podstawie warunków zabudowy, co wywołuje protesty. Dzięki zmianie mają obowiązywać jasne reguły, gdzie i na jakich zasadach wolno je budować.
Posłowie PiS proponują też wprowadzenie przepisów określających minimalne odległości wiatraków od zabudowań mieszkalnych. Ma to być co najmniej dziesięciokrotność całkowitej wysokości elektrowni mierzonej od poziomu gruntu do najwyższego punktu, wliczając elementy techniczne (czyli także śmigi). Oznacza to, że za każdym razem odległość będzie inna. Na ogół wyniesie od 1 do 2 km.
Projekt, tak jak same farmy, wywołuje jednak ogromne emocje. Zdaniem m.in. Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej spowoduje, że wiatraki znikną z polskiego krajobrazu. Obecnie większość z nich znajduje się ok. 600 m od zabudowań. Po wejściu nowych przepisów będą stały nielegalnie. Obecne regulacje o odległościach milczą. Jedynie uregulowania środowiskowe mówią o dopuszczalnym natężeniu hałasu.
Projekt zwiększa też obciążenia fiskalne właścicieli farm, co również budzi protesty.