Ja sam słyszałem wówczas wiele pytań, po co sprzedawać obcym tak dobry zakład. Zakład może i dobry był, miał olbrzymią tradycję, legendarne produkty i jedną podstawową wadę – był przestarzały, a państwowemu właścicielowi kompletnie brakowało pieniędzy na modernizację. Niestety zagraniczny inwestor niespecjalnie miał pomysł na Wedla. Firma istniała, działała, ale o planach rozwoju raczej nie było słychać. Dopiero kolejny inwestor – mało u nas znani Japończycy z Lotte – sprawił, ze Wedel zyskał drugie życie i znów jest coraz bardziej widoczny na naszym rynku.

Losy Wedla są charakterystyczne dla tej gałęzi przemysłu. Inwestorzy zagraniczni po okresie hurrainwestowania w latach 90. XX w. musieli odpowiedzieć sobie na pytanie, co właściwie chcą w Polsce robić. Jednocześnie jednak taki brak zdecydowania ze strony niektórych graczy zagranicznych stworzył dużą szansę dla rodzimego kapitału, który coraz odważniej poczynał sobie w branży. Do tego doszło otwarcie rynków unijnych, co pozwoliło naszym firmom na zagraniczną ekspansję. Obecnie zatem mamy i silnych graczy zagranicznych, zakorzenionych nad Wisłą po początkowych perturbacjach, i mocną grupę rodzimych firm, i potężny, otwarty ogólnoeuropejski rynek. Czyli sytuacja wygląda nieźle.

Jako że słodycze wiążą się z apetytem, warto się zastanowić, czy branża może mieć apetyt na dalszy rozwój. Z pewnością tak – polskie słodycze mają coraz lepszą renomę na rynkach zagranicznych, a rynek polski też stwarza sporo możliwości, gdyż Polacy spożywają stosunkowo mało słodyczy. Co prawda w odniesieniu do tej branży nie należy namawiać do konsumpcyjnej przesady, ale warto również, by producenci dalej wykorzystywali swoją szansę.