Od roku podatnicy finansują ochronę Łukasza N. – kelnera oskarżonego w aferze taśmowej. Ostatnio było o nim głośno, gdy na proces przybył w eskorcie antyterrorystów i z twarzą ukrytą pod kominiarką. Oficjalny powód tych szczególnych środków: zagrożenie życia.
To tłumaczenie zaskakuje, bo drugi z oskarżonych kelnerów ochrony nie chce, a sam N. pokazuje twarz licznym klientom krakowskiej restauracji, w której obecnie pracuje.
Łukasz N. korzysta z ochrony od wiosny 2015 r. O jego bezpieczeństwo troszczą się nie zwykli mundurowi, ale funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego Policji (CBŚP), angażowani do najpoważniejszych spraw dotyczących zorganizowanej przestępczości. Procedura wymaga, by pilnowali N. całą dobę, siedem dni w tygodniu.
Jak to wygląda w praktyce, można się było przekonać na procesie w sprawie afery taśmowej (pierwsza rozprawa odbyła się w połowie maja). N. dowieziono w kolumnie pojazdów z programu ochrony świadków. Do sali wprowadzili go i nie odstępowali na krok antyterroryści z bronią. N. był nie tylko w kominiarce, ale i w kuloodpornej kamizelce. To ochrona podobna do tej, jaką otrzymują skruszeni gangsterzy, których zeznania pozwalają posłać za kraty przestępczych bossów. Dlaczego objęto nią N.? Prokuratura twierdzi, że nie podejmowała decyzji o ochronie, bo to kompetencja policji. A ta ujawnia tylko, że kelner poczuł się zagrożony. W jaki sposób przekonywał, że zagrożenie jest realne – nie wiadomo. Nie znamy też kosztów operacji.
– Sprawy związane z przyznawaniem ochrony i jej realizacją są uregulowane w zarządzeniu komendanta głównego policji. W związku z tym, że dokument ten ma charakter niejawny, wszelkie czynności są objęte tajemnicą – mówi „Rzeczpospolitej" Agnieszka Hamelusz, rzeczniczka CBŚP.