Polacy słusznie są przekonani, że krajowy sukces gospodarczy jest okupiony ich ciężką pracą, wyrzeczeniami, a także coraz mocniej odczuwanymi szkodami społecznymi, o których słyszymy w rozrachunkowych, często gorzkich, ale bardzo potrzebnych debatach międzypokoleniowych. Jednocześnie nie zdajemy sobie sprawy, że ten sam wysiłek poza wspólnym rynkiem Unii Europejskiej przynosiłby nieporównywalnie mniejsze zyski, efekt jakościowej zmiany gospodarki byłby ograniczony, a nasza podrzędna rola na kontynencie byłaby tylko utrwalana. Bez wsparcia budżetu Unii doganianie Zachodu – tam gdzie chodzi o infrastrukturę i usługi publiczne – mogłoby się w ogóle nie wydarzyć.