Przypomniał o tym Wojewódzki Sąd Administracyjny w Białymstoku w wyroku z 11 października 2017 r., II SA/Bk 414/17.
Nieprzejrzystość i niejasność języka urzędowego bywa poważnym utrapieniem dla podmiotów stykających się na co dzień z administracją publiczną. Język urzędowy z natury rzeczy jest dość hermetyczny, a rodzime organy władzy publicznej – wbrew tendencjom istniejącym od lat np. w Szwecji, gdzie dąży się do tzw. demokratyzacji języka urzędowego – skłaniają się nierzadko ku jeszcze większemu skomplikowaniu formy wydawanych rozstrzygnięć czy wysyłanych pism.
Oczywiście nie można abstrahować od wymogów konstrukcyjnych poszczególnych pism czy orzeczeń administracji przewidzianych w Kodeksie postępowania administracyjnego, niemniej zasady ogólne postępowania administracyjnego stawiają także na sposób spełnienia tych wymagań, w kontekście zarówno zaufania do władzy publicznej, jak i przekonywania do podjętych rozstrzygnięć.
Na wadliwość zbytniego komplikowania tych kwestii zwrócił uwagę sąd administracyjny, orzekając w niniejszej sprawie.
Gdzie leżał problem
Sprawa, która znalazła się na wokandzie białostockiego sądu administracyjnego, dotyczyła uzyskania warunków zabudowy i zagospodarowania terenu dla planowanej przez skarżącego inwestycji (w tym przypadku czterech wolnostojących budynków mieszkalnych jednorodzinnych), a właściwie inwestycji w kilku wariantach (w tym samym dniu bowiem WSA rozpatrzył łącznie 40 spraw tego samego skarżącego, odnoszących się do innych wariantów projektowanej inwestycji – złożone zostały po cztery wnioski przewidujące różne warianty zabudowy dla każdej z dziesięciu działek geodezyjnych, na których miały być zlokalizowane).