– W razie konieczności wszczęcia postępowania windykacyjnego brak pewności co do miejsca zamieszkania może powodować utrudnienia. Tak samo w sytuacji, gdy konieczne jest przesłanie klientowi zmienionej umowy długoterminowej lub regulaminu. Dlatego banki powinny mieć możliwość weryfikacji danych podanych w oświadczeniach – mówi Bańka.
Dostęp do systemu będzie następował w trybie weryfikacji, co oznacza, że banki będą mogły sprawdzać tylko prawdziwość podanych przez klienta danych, za to bez możliwości korzystania ze wszystkich informacji widniejących w rejestrze. A przypomnijmy, że znajdują się tam dane takie jak imię, nazwisko, adres zameldowania, data urodzenia czy imiona rodziców.
– Dostęp do rejestru publicznego na tej zasadzie nie powinien naruszać przepisów o ochronie danych osobowych. Pracownik banku będzie uzyskiwał tylko krótki komunikat potwierdzający lub kwestionujący prawdziwość podanych informacji – wskazuje Wacław Iszkowski, prezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji.
Eksperci zauważają jednak, że ustawa o ewidencji ludności pozwala na udostępnienie danych ze zbiorów państwowych podmiotom, które mają w tym interes prawny. – W wypadku banków to raczej interes faktyczny. A pełny dostęp do bazy PESEL ułatwiłby im np. prowadzenie marketingu. Przyznanie dostępu do rejestru podmiotom nastawionym na zysk otworzyłoby bramę do działań komercyjnych. To nie jest dobry pomysł – uważa Paweł Litwiński z Instytutu Allerhanda.
Niebezpieczna klauzula
Banki chcą też wprowadzić do nowo zawartych umów adres korespondencyjny z informacją, że wysłanie dokumentów pod tym adresem wywiera skutek doręczenia.
Eksperci zauważają, że może to rodzić problemy w sytuacji zawierania umów długoterminowych z bankiem, np. umowy kredytu na 30 lat. Przeciętny Kowalski nie pamięta bowiem o aktualizowaniu informacji o swoim adresie zamieszkania po każdej przeprowadzce.