Zuzanna Dąbrowska: Tobiasz Bocheński nie będzie następcą Andrzeja Dudy

Tobiasz Bocheński, który ma niesprecyzowany stosunek do stolicy, nie będzie następcą prezydenta Andrzeja Dudy.

Publikacja: 06.03.2024 03:00

Kandydat PiS na prezydenta Warszawy Tobiasz Bocheński

Kandydat PiS na prezydenta Warszawy Tobiasz Bocheński

Foto: PAP/Mateusz Marek

Kandydat PiS na prezydenta stolicy Tobiasz Bocheński zarejestrował się w wyborach rzutem na taśmę, na kilka godzin przed upływem terminu. Bo nie miał stałego meldunku i nie figurował w spisie wyborców w stolicy. Na Brzeskiej zginąć by mógł.

Pozycja prezydenta stolicy jest wyjątkowa nie tylko w Polsce. Politycznie to często najgroźniejszy konkurent lub konkurentka partyjnego szefa, partyjna rezerwa kadrowa i żelazny zasób ludzki. Ale jednocześnie działalność na polu minowym. Była prezydentka Wspólnoty Madrytu, która reelekcję uzyskiwała po kolejnych zwycięskich wyborach w 2007 i w 2011 r., hrabina Esperanza Aguirre z Partii Ludowej, skończyła karierę jako obiekt ulicznych okrzyków „Espe, Espe – especulacion!”. Wsławiła się też jako autorka innowacyjnego pomysłu karania osób grzebiących w śmietnikach w poszukiwaniu czegoś do jedzenia mandatem w wysokości 500 euro. Może dla arystokratki to niewielka kwota.

W Londynie utworzone stosunkowo niedawno (w 1998 r.) stanowisko burmistrza objął Ken Livingstone, charyzmatyczny polityk lewego skrzydła Labour Party, osobisty wróg Margaret Thatcher, nazywany „czerwonym Kenem”. Po dwóch kadencjach pokonał go twardy konserwatywny Boris Johnson. Livingstone po latach hiperaktywności politycznej wycofał się. Johnson został premierem.

Czytaj więcej

„Musimy zdzierać buty i wykręcać kilometry”. Konwencja wyborcza PiS

Warszawa – poczekalnia w drodze do zaszczytów

Warszawa to także poczekalnia w drodze do różnych zaszczytów, w tym najważniejszego – prezydenta państwa. Ale przecież sprawowanie funkcji w mieście nie stanowi automatycznej kwalifikacji do miejscówki w „dużym Pałacu”. Rafał Trzaskowski już raz się o tym boleśnie przekonał. Może tylko pomóc, ale niczego nie gwarantuje. Gwarancje kandydatowi KO daje raczej brak konkurencji w stolicy.

Raczej jasne jest, że kandydat PiS Tobiasz Bocheński nie stanie się politycznym sequelem Andrzeja Dudy.

Ale to dotyczy tylko poziomu miasta. W zbliżających się wyborach prezydenckich, ostatnich z serii, wcale nie wiadomo, czy Trzaskowski zostanie kolejny raz namaszczony przez KO. Może dla Donalda Tuska, mimo jego awersji do kryształowych żyrandoli, będzie to dobry czas na złapanie paru lat wytchnienia?

Czytaj więcej

Wipler: Bocheński mniej znany niż ja. Lepszy wynik w Warszawie będzie przełomowy

Tobiasz Bocheński nie będzie następcą Andrzeja Dudy

Raczej jasne jest natomiast, że kandydat PiS Tobiasz Bocheński nie stanie się politycznym sequelem Andrzeja Dudy. Polityk, który ma niesprecyzowany stosunek do miasta, w którym startuje, i widywany był z niewłaściwym szalikiem kibicowskim, a do tego zapomniał, że nie ma go – o czym napisał Onet – w stołecznym spisie wyborców, raczej nie wyrośnie ponad tłumy chętnych. Swoją grę grać będzie tylko kandydatka Lewicy Magdalena Biejat, starając się odwrócić złą karmę i zostać twarzą 10-proc. poparcia dla swojego obozu politycznego. Całe szczęście pamięta jeszcze, w który autobus wsiąść, by dojechać z Żoliborza na Mokotów, i ma stały meldunek w mieście.

Autorka jest zastępczynią redaktora naczelnego Polskiej Agencji Prasowej

Kandydat PiS na prezydenta stolicy Tobiasz Bocheński zarejestrował się w wyborach rzutem na taśmę, na kilka godzin przed upływem terminu. Bo nie miał stałego meldunku i nie figurował w spisie wyborców w stolicy. Na Brzeskiej zginąć by mógł.

Pozycja prezydenta stolicy jest wyjątkowa nie tylko w Polsce. Politycznie to często najgroźniejszy konkurent lub konkurentka partyjnego szefa, partyjna rezerwa kadrowa i żelazny zasób ludzki. Ale jednocześnie działalność na polu minowym. Była prezydentka Wspólnoty Madrytu, która reelekcję uzyskiwała po kolejnych zwycięskich wyborach w 2007 i w 2011 r., hrabina Esperanza Aguirre z Partii Ludowej, skończyła karierę jako obiekt ulicznych okrzyków „Espe, Espe – especulacion!”. Wsławiła się też jako autorka innowacyjnego pomysłu karania osób grzebiących w śmietnikach w poszukiwaniu czegoś do jedzenia mandatem w wysokości 500 euro. Może dla arystokratki to niewielka kwota.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Artur Bartkiewicz: Wybory do Parlamentu Europejskiego. Dlaczego tym razem Lewicy miałoby się udać?
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł