Akcyjność to choroba krajów, w których polityka jest populistyczna z natury, a instytucje podporządkowane bieżącym gierkom i nieokrzepłe. Niestety, tak to właśnie wygląda w Polsce, dlatego boję się bardzo spektakularnych i budzących emocje wydarzeń. Wiem, że zaraz po nich politycy będą mieć ogromną pokusę, żeby „coś zrobić”. I na ogół jest to coś niemądrego, kontrproduktywnego, a już na pewno nieprzemyślanego. Tak na przykład jak impulsem do całego bloku absurdalnie restrykcyjnych zmian w kodeksie drogowym stał się głośny tragiczny wypadek na ulicy Sokratesa w Warszawie, w którego sprawie ostatecznie sąd uznał, iż pewną część winy ponosił również zabity pieszy.