Aleksander Hall: Wyborcom należy się alternatywa

Donald Tusk nie jest mistrzem budowania partnerskich relacji.

Publikacja: 22.02.2023 03:00

Sojusz Władysława Kosiniaka-Kamysza z Szymonem Hołownią (obaj na zdjęciu) wydaje się pożądany przez

Sojusz Władysława Kosiniaka-Kamysza z Szymonem Hołownią (obaj na zdjęciu) wydaje się pożądany przez obu liderów, ale wcale nie jest jeszcze przesądzony.

Foto: PAP/Piotr Nowak

Mogłoby się wydawać, że zapowiedź współpracy pomiędzy ugrupowaniami Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza powinna zostać przyjęta z życzliwością przez opozycyjne partie i sprzyjające im media. Stało się inaczej. Z Koalicji Obywatelskiej płyną uszczypliwe komentarze, zaś w opozycyjnych mediach dominuje niezadowolenie.

Socjologowie nie są zgodni, czy korzystniejsza dla wyborczych szans opozycji jest jedna, dwie czy trzy listy. Mnie bliskie są analizy prof. Jarosława Flisa, sceptycznego w ocenie atutów jednej listy opozycji. Trzeba też zauważyć, że zwolennicy jednej listy niekoniecznie muszą się kierować prymatem dobra wspólnego nad partykularnymi interesami, ale często wyrażają opinię dominującą w kierownictwie Platformy Obywatelskiej, że to pod jej przywództwem powinny pójść do wyborów inne partie opozycyjne.

Posłanka Hanna Gill-Piątek, która na znak protestu przeciwko zbliżeniu pomiędzy Polską 2050 i PSL opuściła partię Hołowni, w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” przestrzega przed blokiem konserwatywno-ludowym i wyraziła obawę, że pozostając w jego ramach, mogłaby zostać pozbawiona wolności głosowania zgodnie ze swymi przekonaniami w kwestiach światopoglądowych.

Czytaj więcej

Jan Cipiur: Wielka koalicja minimum

Warto przypomnieć, że PSL zawsze w kwestiach światopoglądowych uznawał prawo swych parlamentarzystów do głosowania zgodnie z sumieniem, a od pewnego czasu wręcz przeciwne jest oficjalne stanowisko PO. Donald Tusk, jej przewodniczący, oświadczył, że na listach wyborczych znajdą się wyłącznie kandydaci, którzy zobowiążą się do poparcia ustawy radykalnie liberalizującej ustawodawstwo antyaborcyjne.

Kosiniak-Kamysz i Hołownia zapowiedzieli prowadzenie wspólnych prac programowych, które – o ile zakończą się pomyślnie – otworzą drogę do sojuszu wyborczego ich ugrupowań. Ten sojusz wydaje się pożądany przez obu liderów, ale wcale nie jest jeszcze przesądzony. Ale sądzę, że ewentualne fiasko tego sojuszu na etapie prac programowych byłoby kosztowne dla obu stron. Przekreśliłoby możliwość powstania na scenie politycznej nowego, szerokiego centrum.

Używam tego określenia, nie próbując określać jego ideowej tożsamości, ale wskazując miejsce w przestrzeni politycznej. Znalazłoby się ono na prawo od Koalicji Obywatelskiej i Lewicy, a na lewo od PiS, co nie oznacza zachowywania równego dystansu między nimi. Koalicja Polska i Polska 2050 są konsekwentną i wiarygodną częścią opozycji, a odsunięcie PiS od władzy uważają za najważniejsze obecnie zadanie ze względu na interes narodowy.

Czytaj więcej

Michał Kolanko: Zbliża się koniec prekampanii

Trzeba wyraźnie stwierdzić: wspólna lista opozycji to lista z wyraźnymi hegemonami: Donaldem Tuskiem jako przywódcą i PO jako partią nadającą ton. Ten stan rzeczy wynika z potencjału organizacyjnego i finansowego PO, jej pozycji w sondażach i sympatii większości liberalnych i lewicowych mediów.

Tusk jest politykiem z wielkim doświadczeniem i doskonałymi stosunkami w UE. Ale oględnie to określając, nie jest on mistrzem budowania partnerskich relacji we własnym ugrupowaniu, ani z politycznymi partnerami. Dla niego liczy się przede wszystkim bilans sił.

Komentatorzy polityczni są zgodni, że PO „skręciła w lewo”. Jedni wyrażają z tego powodu satysfakcję, inni – żal. Ten zwrot dotyczy przede wszystkim sfery światopoglądowej, kultury i obyczajów, ale także ekonomii. Na dodatek wszystkie ugrupowania sojusznicze PO skupione w Koalicji Obywatelskiej są na lewo od tej partii.

Czy naprawdę w interesie Polski i opozycji jest redukowanie wyboru pomiędzy obozami Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska? Dlaczego obywatele, którzy nie akceptują rządów PiS, ale mają konserwatywne poglądy, albo nie akceptują typu przywództwa reprezentowanego przez lidera PO, muszą dokonywać wyboru, który nie daje im satysfakcji, lub też pozostać w domu w dniu wyborów?

Moim zdaniem zasługują oni na alternatywę. Obecnie największe szanse, by ją zbudować, mają ugrupowania, którym przewodzą Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia.

O autorze

Aleksander Hall

Autor jest doktorem habilitowanym nauk humanistycznych, był działaczem opozycji antykomunistycznej w PRL, ministrem w rządzie Tadeusza Mazowieckiego


Mogłoby się wydawać, że zapowiedź współpracy pomiędzy ugrupowaniami Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza powinna zostać przyjęta z życzliwością przez opozycyjne partie i sprzyjające im media. Stało się inaczej. Z Koalicji Obywatelskiej płyną uszczypliwe komentarze, zaś w opozycyjnych mediach dominuje niezadowolenie.

Socjologowie nie są zgodni, czy korzystniejsza dla wyborczych szans opozycji jest jedna, dwie czy trzy listy. Mnie bliskie są analizy prof. Jarosława Flisa, sceptycznego w ocenie atutów jednej listy opozycji. Trzeba też zauważyć, że zwolennicy jednej listy niekoniecznie muszą się kierować prymatem dobra wspólnego nad partykularnymi interesami, ale często wyrażają opinię dominującą w kierownictwie Platformy Obywatelskiej, że to pod jej przywództwem powinny pójść do wyborów inne partie opozycyjne.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Artur Bartkiewicz: Wybory do Parlamentu Europejskiego. Dlaczego tym razem Lewicy miałoby się udać?
Publicystyka
Roman Kuźniar: Czy rząd da się wpuścić w atomowe maliny?
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł