Po raz pierwszy w historii V Republiki Francuskiej może się zdarzyć, że do drugiej tury wyborów prezydenckich nie wejdzie żaden z kandydatów dwóch głównych partii. Oznaczałoby to, że Francuzi za jednym zamachem odrzucili socjalistów i republikanów, czyli dwie formacje, z których jedna zawsze rządziła krajem.
W tych bezprecedensowych realiach wyróżnia się 39-letni Emmanuel Macron. Ta wschodząca gwiazda nadsekwańskiej polityki od początku roku dzieli z Marine Le Pen prowadzenie w sondażach, z poparciem co czwartego ankietowanego. Samozwańczy człowiek centrum, bezpartyjny były minister gospodarki, założyciel ruchu En Marche! (Naprzód) wyłamał się z tradycyjnego podziału na lewicę i prawicę, proponując wyborcom inną od dotychczas panującej linię politycznego podziału. Ustawia się on w roli głównego krytyka przewodniczącej Frontu Narodowego, przeciwstawiając konserwatywne wstecznictwo rywalki swojej reformatorskiej i progresywnej wizji polityki.
Nie ma alternatywy?
Przetasowanie barykad było uzasadnione wobec skutecznych podchodów, jakie partia Le Pen czyni w środowiskach robotniczych tradycyjnie głosujących na socjalistów. Jednak aby pełniej zobrazować obecną rozgrywkę wyborczą, uwzględnić należy też Jean-Luca Mélenchona i Françoisa Fillona. Ten pierwszy w ostatnim miesiącu pozostawił w tyle kandydata socjalistów. Wzrost poparcia zanotował też borykający się ze skandalami kandydat prawicy republikańskiej.
Rozkładając program czterech aspirantów na sferę ekonomiczną i społeczną, można przyjąć cztery warianty: program otwarty gospodarczo i progresywny społecznie (Macron), otwarty gospodarczo i konserwatywny społecznie (Fillon), zamknięty gospodarczo i konserwatywny społecznie (Le Pen) oraz zamknięty gospodarczo i progresywny społecznie (Mélenchon). Francuzi dzielą się z grubsza na cztery grupy wyborców odpowiadające tym czterem wariantom. I tak Mélenchon, kandydat radykalnej lewicy, dzieli z Marine Le Pen eurosceptycyzm i nieufność wobec międzynarodowych instytucji finansowych. Z kolei Fillon podobnie do szefowej Frontu Narodowego rozumie problem uchodźców i imigrantów. Natomiast Macron zgadza się z Mélenchonem co do ułatwienia kobietom dostępu do technik wspomaganego rozrodu i ma podobną do eurodeputowanego wrażliwość dla ekologii. Z Fillonem za to kandydata En Marche! łączy wizja konkurencyjnej francuskiej gospodarki na liberalnych zasadach czy chęć zwalczania etatyzmu i biurokracji państwowej.
Dychotomia, jaką od początku kampanii stara się narzucić Francuzom sztab Macrona, ma na celu pogodzenie wyborców z przeświadczeniem, że „nie ma alternatywy", że trzeba dokonać wyboru pomiędzy niebezpiecznym anachronizmem i odważną nowoczesnością. Nie ułatwia ona jednak zrozumienia faktycznych podziałów w kraju. Wobec zagrożenia wygraną Frontu Narodowego we Francji zawsze pada apel o oddanie „użytecznego głosu" (le vote utile), czyli głosowania na kandydata, który w drugiej turze zbierze najszerszą koalicję antylepenowską. Z tej taktyki dotychczas najlepiej korzystał kandydat centrum. Jednak wedle obecnych sondaży z Marine Le Pen wygrywa w drugiej turze każdy z pozostałych trzech kandydatów. Trudno więc dziś Macronowi przedstawiać się jako jedyna zapora przed falą prawicowego populizmu. Z kolei 30 proc. wyborców nie podjęło jeszcze decyzji, na kogo odda głos. Oznacza to, że szanse Marine Le Pen na wygraną w drugiej turze zależeć będą od tego, czy zdoła przyciągnąć ten niezdecydowany elektorat.