Marek Borowski: Trybunału Konstytucyjnego to my już nie mamy

PiS – wielka partia, która rządziła przez osiem lat – kończy właśnie w ten sposób, że kilku czy kilkunastu czołowych działaczy i jakiś tłumek przepychają się ze strażą marszałkowską. To smutne, ale i śmieszne – uważa senator KO.

Publikacja: 12.02.2024 03:00

Marek Borowski

Marek Borowski

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Jak się pan czuł, oglądając przepychanki przy wejściu do Sejmu Rzeczpospolitej, kiedy posłowie PiS-u próbowali wprowadzić Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika  dwóch polityków, którzy już nie są parlamentarzystami?

Może dlatego, że już wiele widziałem, a i sam jako marszałek miałem do czynienia z obstrukcją sejmową i kiedyś musiałem użyć straży marszałkowskiej, to szczerze powiem, że to mnie śmieszyło. Wiem, że bardzo wielu moich rodaków patrzyło na to za oburzeniem, z zażenowaniem, ale ja po prostu się uśmiałem, bo to było niewiarygodne i absurdalne. Jarosław Kaczyński w czapeczce, przepychający się, tłumaczący coś bez sensu. Antoni Macierewicz, który pokrzykiwał, a na końcu jeszcze niechcący uderzył Kamińskiego. Po prostu to było śmieszne. Ale także żenujące, bo PiS to jednak jest wielka partia, która rządziła przez osiem lat i skończyła właśnie w ten sposób, że kilku czy kilkunastu czołowych działaczy i jakiś tłumek przepychają się ze strażą marszałkowską. Smutne, ale i śmieszne.

Posłowie mają immunitety, ale panowie Wąsik i Kamiński ich nie mają, więc jeśli doszło do naruszenia nietykalności osobistej funkcjonariuszy, to może jakieś konsekwencje zostaną wyciągnięte? A może po zapewnieniu, że nie będą już próbować, należy przymknąć oko na to wszystko?

Marszałek Szymon Hołownia stosuje raczej metodę deeskalacji: on nie podejmuje decyzji, które by miały jeszcze podsycić ten żar czy jątrzyć, więc wydaje mi się, że w tej sprawie pewnie też tak będzie. No chyba, że rzeczywiście któryś strażnik został poważnie uderzony i źle potraktowany – pewnie wtedy jednak trzeba będzie konsekwencje wyciągnąć. Immunitet nie jest przeszkodą, bo można go posłom uchylić. Raczej sądzę jednak, że ponieważ jest taka deklaracja, iż na tym PiS skończy ekscesy z Kamińskim i Wąsikiem, to teraz trzeba sprawę już zamknąć.

Czytaj więcej

Julia Przyłębska: Zmienianie ustroju państwa uchwałami, to anarchia

Deklaracja jest, ale prezes Kaczyński, wygłaszając ją, właściwie jednym tchem powiedział, że obóz rządzący to politycy, którzy mogą nawet posunąć się do mordów politycznych. Czy takie słowa powinny przejść ulgowo? Nie wiadomo, do czego jeszcze może posunąć się prezes Prawa i Sprawiedliwości. Trzeba się do tego przyzwyczaić, nie przejmować za bardzo?

Jeżeli chodzi o prezesa Jarosława Kaczyńskiego, to o ile wydarzenia przed Sejmem były smutne i jednocześnie śmieszne, to w jego przypadku jest to już tylko żenująco przykre. Ten polityk był kimś, kto trząsł Polską, sprawował władzę, obywatele się go bali. I to, co on wygaduje od pewnego czasu, od kiedy mówił o zdradzie pod Smoleńskiem, o wybuchach, o zamachu, świadczyło od dawna o tym, że stać go na wszystko, jeżeli chodzi o słowa. A potem się okazało także, że i o czyny. Natomiast teraz, kiedy jest politykiem przegranym, to zachowanie jest dowodem wielkiej desperacji. On po prostu jest kompletnie pogubiony i daje temu wyraz tymi okrzykami, ostrymi słowami. Wydawało się, że ostrzejszych już nie może znaleźć – „zdrada” to jest w zasadzie słowo krańcowe, ale jednak się udało: „zabójstwo polityczne”. Lider PiS posunął się więc jeszcze o krok dalej. Wydaje się, że naprawdę czas na zmiany w PiS, tyle tylko, że w tym obozie nie ma nikogo odważnego, kto wyszedłby przed szereg i powiedział tak, jak zakrzyknął ten chłopiec z baśni, że „król jest nagi”. Ale może ktoś wreszcie się odważy.

Wybory samorządowe pokażą, czy lewica się utrzyma

Nie doszło do koalicji między Koalicją Obywatelską a lewicą w wyborach samorządowych. Czy to oznacza, że Donald Tusk wydał wyrok na lewicę i będzie ją po kawałeczku zjadał po to, żeby zająć całą stronę sceny od centrum do socjaldemokracji?

Trzeba przyznać, że sytuacja lewicy jest trudna, niewątpliwie nie od dzisiaj, tylko od wielu lat. Najpierw to były przyczyny wewnętrzne, a potem zewnętrzne. Mniej więcej od momentu, kiedy Tusk wrócił z Europy do Polski i zaczął sterować nie tylko Platformą, ale całą Koalicją Obywatelską, przejmując bardzo wiele postulatów lewicy, zwłaszcza światopoglądowych, kulturowych, ale także socjalnych. Wydaje mi się, że to jest skutek jego praktyki europejskiej. Donald Tusk zorientował się, że czy to są partie socjalistyczne, socjaldemokratyczne, czy chrześcijańsko-demokratyczne, a nawet liberalne, obowiązuje pewien paradygmat polityczny, który mówi o tym, że świadczenia socjalne nie są żadnym wybrykiem, że dbanie o to, żeby dochody nie były zbyt zróżnicowane, to jest podstawowy warunek sprawowania władzy, że prawa kobiet, w tym prawo do przerywania ciąży, to są wszystko współczesne standardy. I Tusk je przyjął. Platforma Obywatelska też to przyjęła, wspomagana przez członków Koalicji Obywatelskiej, którzy się wywodzili z lewicy, jak Barbara Nowacka, Dariusz Joński, mogę też wymienić w tej roli moją skromną osobę. I nagle lewicy skurczył się obszar działania. Wybory samorządowe, przede wszystkim do sejmików – bo to są wybory podobne do parlamentarnych – pokażą, czy lewica się utrzyma i na jakim poziomie.

Jeżeli uzyska 10 procent, to wystarczy do utrzymania się?

Tak, 10 procent to wynik, który będzie dawał szansę, także w następnych wyborach parlamentarnych. Mamy jeszcze do nich trochę czasu i wiele się może zdarzyć, ale to jest jeszcze taki wynik, który uzasadnia funkcjonowanie partii. Ale przełożenie na mandaty w sejmikach może być bardzo skromne, dlatego że okręgi wyborcze do sejmików są mało liczne i próg podnosi się z 5 procent na 10–12 procent, więc mandatów może być mniej, niż było. Chociaż w poprzednich wyborach lewica już też nie błyszczała.

Koalicja nie dogadała się w sprawie zmian w Trybunale Konstytucyjnym. Dlaczego?

No cóż, Trybunału Konstytucyjnego to my już nie mamy, to trzeba sobie jasno powiedzieć. To jest paratrybunał, składający się z osób dosyć przypadkowych, choć nie są one przypadkowe z punktu widzenia PiS-u. Natomiast z punktu widzenia ich niezależności to oczywiście są osoby, które tam nigdy się nie powinny znaleźć. Trybunał ostatnio przyjmuje każdą sprawę tylko po to, żeby w błyskawicznym tempie wydać tak zwany wyrok, który ma upewnić tych, którzy tam kierują te sprawy, że mają rację, a obecnie rządzący racji nie mają. No i co z tym fantem zrobić? W koalicji trwają dyskusje, i ja się nie dziwię. Koalicja znalazła się pod naciskiem różnych osób, skądinąd bardzo szlachetnych, które uważają, że ze względu na to, że Trybunał faktycznie nie istnieje, trzeba dokonać bardzo radykalnych ruchów, na przykład przy pomocy uchwał sejmowych. Czyli zastosować metodę, której użył PiS w 2015 roku, kiedy przy pomocy uchwał sejmowych unieważnił uchwały poprzedniego Sejmu, dzięki którym wybrano pięciu sędziów do Trybunału. W związku z tym – ich zdaniem – otwarta jest droga, żeby zrobić to samo i tamtych sędziów też wycofać uchwałami. To jest radykalny nacisk i stoją za nim pewne racje, tylko że politycznie to nie jest takie proste.

To nacisk środowisk sędziowskich?

Tak i myślę, że wśród naszych posłów to znalazło pewne odbicie, dlatego pojawiły się propozycje, żeby tak radykalnie postąpić. Ja bym też był za tym, gdyby to przyniosło skutek. Tylko że nie przyniesie, ponieważ sędziowie, których w ten sposób się odwoła, sami stamtąd nie wyjdą. I co? Policję po nich posłać, przestać im wypłacać wynagrodzenia? Prezydent nie przyjmie ślubowania od nowo wybranych, zresztą nie wiem, czy ci nowo wybrani tak szybko się zgodzą, żeby stawać w szranki w tej sytuacji. Chaos się pogłębi. A my powinniśmy dokonywać zmian, nie tworząc dodatkowego chaosu. Wydaje mi się, że Sejm powinien raczej w uchwale czy w uchwałach dać wyraz swojemu poglądowi na to, czym stał się TK, kto nie jest sędzią, trzeba też coś powiedzieć o pani Przyłębskiej, która nie jest prezesem. Sejm może przedstawić swoje poglądy w tej sprawie, prezentując jednocześnie propozycje, co zrobić, bo to by oznaczało oczywiście zmiany ustawy konstytucyjnej. No a potem stwierdzić: czekamy. Albo jest odzew pozytywny w tej sprawie, albo – jeśli nie ma – to powstaje pytanie, czy w ogóle uznawać wyroki takiego Trybunału.

Jak się pan czuł, oglądając przepychanki przy wejściu do Sejmu Rzeczpospolitej, kiedy posłowie PiS-u próbowali wprowadzić Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika  dwóch polityków, którzy już nie są parlamentarzystami?

Może dlatego, że już wiele widziałem, a i sam jako marszałek miałem do czynienia z obstrukcją sejmową i kiedyś musiałem użyć straży marszałkowskiej, to szczerze powiem, że to mnie śmieszyło. Wiem, że bardzo wielu moich rodaków patrzyło na to za oburzeniem, z zażenowaniem, ale ja po prostu się uśmiałem, bo to było niewiarygodne i absurdalne. Jarosław Kaczyński w czapeczce, przepychający się, tłumaczący coś bez sensu. Antoni Macierewicz, który pokrzykiwał, a na końcu jeszcze niechcący uderzył Kamińskiego. Po prostu to było śmieszne. Ale także żenujące, bo PiS to jednak jest wielka partia, która rządziła przez osiem lat i skończyła właśnie w ten sposób, że kilku czy kilkunastu czołowych działaczy i jakiś tłumek przepychają się ze strażą marszałkowską. Smutne, ale i śmieszne.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
„Nie chcemy polexitu, tylko reformy Unii Europejskiej”. Konwencja wyborcza PiS
Polityka
Rada ministrów na śmieciówkach. Jak zarabiali członkowie rządu w zeszłym roku?
Polityka
„Karczemna kłótnia” w PiS po decyzji o listach. Okupacja drzwi do gabinetu Jarosława Kaczyńskiego
Polityka
Sondaż: Broń atomowa USA w Polsce dzieli Polaków
Polityka
Hekatomba małych partii. Pod nóż idą ugrupowania m.in. Kołodziejczaka, Piecha i „Jaszczura”