Irena Lasota: Jak minęła 50 rocznica marca 1968

Obchody Marca 1968 r. poszły nawet lepiej, niż można się było spodziewać.

Aktualizacja: 18.03.2018 09:16 Publikacja: 15.03.2018 23:01

Irena Lasota: Jak minęła 50 rocznica marca 1968

Foto: Fotorzepa/ Adam Burakowski

Różne, nie zawsze sobie przychylne grupy obchodziły rocznicę raczej osobno. Może z wyjątkiem samego 8 marca o godzinie 12, kiedy na dziedzińcu uniwersytetu stały dosyć blisko siebie dwie, nieliczne grupy – obie liczące około jednej dziesiątej tłumu, który zebrał się w tym samym miejscu pół wieku temu. Jedni starali się słuchać, co mówili ludzie składający kwiaty, drudzy starali się ich zakrzyczeć. Było to smutne, ale nie tragiczne.

Wieczorem tego dnia odbyło się w Pałacu Kazimierzowskim spotkanie tak zwanych weteranów ruchu studenckiego zorganizowane przez Niezależne Zrzeszenie Studentów i Solidarność UW. Studentów było niewielu, w sali dużo siwych i łysych głów. Chociaż w obchodach rocznicy Marca '68 dominowały „akcenty polsko-żydowskie", to w tej sali potwierdziła się moja banalna teza, że Marzec 1968 r. był również w dużej mierze wydarzeniem „polsko-polskim". I nie był wyłącznie zabawą w kotka i myszkę między PZPR i tak zwanymi komandosami.

Wstawali i wypowiadali się demonstrujący wówczas studenci z Politechniki, Akademii Medycznej, SGPiS i SGGW. Niektórzy przyłączyli się już 8 marca, inni byli delegatami swoich wydziałów do komitetu studenckiego, jeszcze inni pisali ulotki, część była wtedy robotnikami. We wszystkim była jedna cecha przewodnia, która zrobiła to spotkanie wzruszającym: ci ludzie, moi rówieśnicy, mówili chyba pierwszy raz publicznie o swoich doświadczeniach, pokazywali, jak szeroki i różnorodny był bunt społeczny w 1968 r. Pisał o tym oczywiście prof. Jerzy Eisler w „Polskim roku 1968" – książce wydanej ponad dekadę temu w niewielkim nakładzie i nigdy niewznawianej.

Byłam kilka razy zapraszana do radia i telewizji, do rozmów o Marcu. Nie lubiąc się powtarzać (choć robię to często), starałam się wymyślać nowe podejście do tematu. W jednej audycji powiedziałam, że biskupi polscy i Episkopat ponoszą część odpowiedzialności za kampanię antysemicką w 1968 r. Moi współrozmówcy najpierw zamarli, potem próbowali polemizować, ale na szczęście dali mi dokończyć moją trochę pokrętną myśl, że od początków PRL władze prowadziły bezustanną kampanię antyniemiecką; straszono nas niemieckimi rewizjonistami, a RFN, która nie uznała granicy na Odrze i Nysie, miały myśleć podobno tylko o jednym: o odebraniu nam Wrocławia i Szczecina (oczywiście przy jednoczesnej utracie ziem za Bugiem).

Wojna skończyła się niedawno, w Warszawie wciąż widać było ruiny i ślady powstania, więc nietrudno było o nastroje antyniemieckie, które miały balansować i niwelować nastroje antysowieckie. I wtedy – w 1966 r. biskupi polscy i niemieccy napisali do siebie nawzajem listy o przebaczeniu i prośbie o nie. Ten krok, trudny do przyjęcia, przekłuł jednak – mimo komunistycznej propagandy – balon antyniemieckości.

Następny w kolejce do zjednoczenia się przeciwko wrogowi był więc antysemityzm, nazywany jednak antysyjonizmem, ze względu na pokrętność komunistycznego myślenia i komunistycznego języka. To się nazywa historia alternatywna. Można jednak być wdzięcznym Praskiej Wiośnie za odwrócenie uwagi od antysyjonizmu i represji wobec uczestników marcowych zajść.

Jesienią 1967 r. zaczęły się w Czechosłowacji demonstracje studentów. Gdy w lutym–marcu 1968 r. wydawało się, że wydarzenia w Polsce mogą zagrozić socjalizmowi w bloku sowieckim, PZPR z polecenia, a w każdym razie przy entuzjastycznym poparciu Moskwy rozpętała w Polsce wielką akcję obrony systemu. I gdy komuniści rozprawiali się w Polsce z niewinnym ruchem buntu, w Czechosłowacji następowała prawdziwa rewolucja wewnątrz i na zewnątrz partii komunistycznej. Eskalacja wydarzeń przebiegała błyskawicznie, przypominając rewolucję węgierską z 1956 r., którą wojska sowieckie krwawo zdławiły.

Myślę, że w kwietniu Moskwa zmieniła linię. Polska już nie była groźna, bunt został stłumiony i należało przygotowywać wojska Układu Warszawskiego do ewentualnej agresji na Czechosłowację. Na miejscu dotychczasowego ministra obrony Mariana Spychalskiego, byłego partyzanta AL, postawiono wyszkolonego w ZSRS generała Wojciecha Jaruzelskiego. W sierpniu 1968 r. wypuszczono dużą grupę zatrzymanych studentów i w nocy z 21 na 22 sierpnia wojska bloku sowieckiego wkroczyły do Czechosłowacji. Dwadzieścia jeden lat później Wojciech Jaruzelski został prezydentem RP.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Różne, nie zawsze sobie przychylne grupy obchodziły rocznicę raczej osobno. Może z wyjątkiem samego 8 marca o godzinie 12, kiedy na dziedzińcu uniwersytetu stały dosyć blisko siebie dwie, nieliczne grupy – obie liczące około jednej dziesiątej tłumu, który zebrał się w tym samym miejscu pół wieku temu. Jedni starali się słuchać, co mówili ludzie składający kwiaty, drudzy starali się ich zakrzyczeć. Było to smutne, ale nie tragiczne.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Derby Mankinka - tragiczne losy piłkarza Lecha Poznań z Zambii. Zginął w katastrofie
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?