I nie wiadomo, co bardziej oburzające, czy to, że ktoś się powołuje na Boga, czy to, że wspomina o honorze, bo to, że odwoływanie się do ojczyzny na dokumencie urzędowym jest oburzające, jest chyba dla każdego jasne.
Ale tak serio, sprawa ta pokazuje, do jak absurdalnego punktu doszliśmy w naszej debacie. Zwolennicy świeckości państwa uważają bowiem, że użycie słowa „Bóg" dyskryminuje osoby niewierzące i dowodzi tego, jak wstecznym jesteśmy państwem poddanym dyktatowi Kościoła. Jeśli przyjąć taką interpretację, okazałoby się, że również posługiwanie się amerykańskimi dolarami dyskryminuje osoby niewierzące, a Waszyngton to sługa Watykanu. Wszak na każdym banknocie amerykańskiej waluty znajduje się inskrypcja „In God we trust".
Problem jest jednak głębszy. Z logiki opisanych wyżej oburzaczy wynikać ma, że obecność symboli obraża osoby, które są niewierzące. Jeden z internautów wyznał na Twitterze, że nie wierzy w istnienie syren, ale obecność warszawskiej syrenki w herbie Warszawy nie narusza jego uczuć religijnych. I właśnie o to chodzi.
Weźmy Białego Orła. Przecież jego obecność jako symbolu Polski związana jest z legendą o Lechu, mitycznym założycielu naszego państwa, na którego ramię sfrunął ze starego dębu biały orzeł, co dało mu znak, by się osiedlić w miejscu, które później nazwano Gniezno. Czy obecność polskiego godła jest obraźliwa dla osób, które uważają, że to tylko legenda, a nie prawdziwa historia z dziejów naszego narodu?
Przypomina to nieco sytuację, której byłem kiedyś świadkiem. Kolega oburzał się na stołówce na kogoś, kto w Wielki Piątek zamówił mięso na obiad. Gdy tamten zaczął się tłumaczyć, że przecież nie jest wierzący, kolega odparł, że brak wiary nie przeszkadzał mu zajadać się w tłusty czwartek pączkami. – Przecież jedzenie pączków to taka tradycja – bronił się zamawiający kotleta. – Niejedzenie mięsa w Wielki Piątek to też taka tradycja – odparł mój kolega.