To oczywiste, że Pan Bóg jest nieskończenie miłosierny. Wiemy, że Kościół – w ślad za swym Założycielem – nikogo nie wyklucza i nie przekreśla. Teologowie moralni mówią też, że katechizmowy warunek „mocnego postanowienia poprawy” w sakramencie pokuty może być spełniony nawet wtedy, gdy różne nasze przywiązania mocno trzymają nas w grzechu – któż nie miał poczucia, że spowiada się wciąż z tego samego? Kardynał mocno też podkreśla wartość nierozerwalności sakramentalnego małżeństwa.

Skąd jednak poczucie, że z tych katolickich oczywistości wynika coś niezdrowego, niebezpiecznego? Otóż miłosierdzie wobec grzesznika w wydaniu kard. Kaspera (i – jak skądinąd wiadomo – większości niemieckiego episkopatu) sprawia, że nierozerwalność małżeństwa ma pozostać ideałem, a nie jednoznaczną cechą sakramentalnego, katolickiego małżeństwa. W tym rozumieniu owszem, to dobrze, jeśli małżonkom uda się zachować nienaruszony związek dożywotnio. Jeśli jednak się nie uda – no cóż, szkoda, ale trudno, tak bywa. A skoro się nie udało, to przecież miłosierdzie nie pozwala domagać się od takiego człowieka pozostawania w samotności do końca życia. Jeśli się więc zwiąże z kimś innym – ważne, żeby w tym nowym związku zachował wierność.

Niedopuszczenie do Komunii świętej jest czytelnym znakiem, że Kościół nie aprobuje powtórnych związków po rozpadzie sakramentalnego małżeństwa. Czyni tak mimo, a może właśnie: tym bardziej dlatego, że dzisiejszy świat kompletnie nie rozumie zobowiązań na całe życie. Zobowiązujesz się, że pozostaniesz z jedną kobietą/jednym mężczyzną przez całe życie? Jesteś dziwakiem, skąd wiesz, co się wydarzy – a może spotkasz miłość swego życia? – mówi nam świat, w tym także ludzie skądinąd uważający się za pobożnych katolików. Kościół mówi na to: nie, to nie jest dziwactwo – to droga do szczęścia. Nie darmo Chrystus mówił, że co na ziemi związane, pozostanie takie i w niebie. Tak się zresztą składa, że to Boże zalecenie – jak i inne – zawiera najgłębszą, empirycznie sprawdzalną prawdę o człowieku. Ta prawda nie jest łatwa: nikt nikomu nie obiecuje, że to szczęście zostanie osiągnięte. To tylko szansa, a każdą szansę można zmarnować. Co więcej – szczęście nie oznacza braku cierpienia: ta droga prowadzi przez krzyż. Jednak innej nie ma – są tylko namiastki szczęścia.

To właśnie jednoznacznie mówi nam nauczanie Kościoła. Poglądy kard. Kaspera oznaczają, że można – z aprobatą Kościoła – szukać drogi na skróty. Oczywiście, w wyjątkowych przypadkach – tyle że któż nie uzna swojego przypadku za wyjątkowy?