Bezpieczny świat jest coraz mniejszy

Terroryści, najprawdopodobniej dżihadyści, tym razem uderzyli w Stambuł.

Aktualizacja: 12.01.2016 21:31 Publikacja: 12.01.2016 19:33

Bezpieczny świat jest coraz mniejszy

Foto: AFP

Turcja nigdy nie stała w pierwszym szeregu walki z tzw. Państwem Islamskim. Tolerowała na swoim terytorium jego emisariuszy, a nawet tzw. emira, przymykała oko na werbunek nowych dżihadystów i modły za tych, co polegli. Bo długo nie uważała – i nadal nie uważa – go za największe zagrożenie.

W wojnie toczącej się u jej granic, w Syrii, ma poważniejszych wrogów – Kurdów i dyktatora Baszara Asada. A oni są przeciwnikami tzw. Państwa Islamskiego. Prezydent Recep Tayyip Erdogan stara się przede wszystkim o to, by z potwornego chaosu na Bliskim Wschodzie nie wyłoniło się państwo kurdyjskie. Bo ono, w przeciwieństwie do tzw. Państwa Islamskiego, pozostanie w sąsiedztwie Turcji na zawsze.

Jeżeli za wtorkowym zamachem w Stambule stoi tzw. Państwo Islamskie, to po raz kolejny potwierdzi się, że na jego wdzięczność nie ma co liczyć. Wchodzenie w taktyczne układy z dżihadystami, tolerowanie ich działalności źle się kończy. Turcja już od jakiegoś czasu o tym wie. Jest szansa, że w walce z terrorystami spod czarnej flagi będzie przewidywalnym sojusznikiem Zachodu. Podobnie jak w innych kwestiach związanych z wojną w Syrii – w powstrzymywaniu mas imigrantów, którzy chcieliby się poprzez jej terytorium dostać do bogatej północnej Europy. To może być pozytywny skutek tej tragedii.

Realny jest niestety i negatywny: jeszcze większy strach Europy.

Terroryści uderzyli w Stambuł – w jego serce, w symbol wielowiekowej tureckiej potęgi i główne atrakcje turystyczne. Do zamachu doszło w dzielnicy Sultanahmet, niedaleko Błękitnego Meczetu i jeszcze wspanialszej i większej budowli, niegdyś chrześcijańskiej świątyni – Hagia Sofia.

Nieprzypadkowo zamachowiec wysadził się przy grupie Niemców zwiedzających metropolię położoną na granicy Europy i Azji. Nieprzypadkowo chciał zabić jak najwięcej turystów ze znienawidzonego Zachodu. Podobne motywy kierowały terrorystami, którzy w zeszłym roku atakowali w Paryżu, Tunisie czy na Synaju.

Oni chcą sprawić, by bezpieczny dla ludzi Zachodu świat stawał się jeszcze mniejszy. Na razie im się udaje. Bez ściślejszej współpracy Europy z Turcją zapewne będzie tak nadal.

Zobacz także:

Turcja ponownie na celowniku

Turcja nigdy nie stała w pierwszym szeregu walki z tzw. Państwem Islamskim. Tolerowała na swoim terytorium jego emisariuszy, a nawet tzw. emira, przymykała oko na werbunek nowych dżihadystów i modły za tych, co polegli. Bo długo nie uważała – i nadal nie uważa – go za największe zagrożenie.

W wojnie toczącej się u jej granic, w Syrii, ma poważniejszych wrogów – Kurdów i dyktatora Baszara Asada. A oni są przeciwnikami tzw. Państwa Islamskiego. Prezydent Recep Tayyip Erdogan stara się przede wszystkim o to, by z potwornego chaosu na Bliskim Wschodzie nie wyłoniło się państwo kurdyjskie. Bo ono, w przeciwieństwie do tzw. Państwa Islamskiego, pozostanie w sąsiedztwie Turcji na zawsze.

Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?