Wszechwiedzący uzurpator - Maciej Bobrowicz odpowiada Andrzejowi Kalwasowi

Czy chodzi o to, by obrzucić błotem, kłamstwem ?– bo potem i tak coś z tego zostanie w przestrzeni publicznej. Były prezes samorządu radców prawnych odpowiada Andrzejowi Kalwasowi.

Publikacja: 09.07.2014 04:00

Maciej Bobrowicz

Maciej Bobrowicz

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Pierwszy raz w historii naszego samorządu jeden z prezesów zmuszony jest do tego rodzaju otwartej polemiki z jednym z jego poprzedników. Długo się zastanawiałem, czy podjąć ten temat. Obawy miałem dwie. Pierwsza to wątpliwość, czy kontynuowanie „polemiki" będzie służyło publicznemu wizerunkowi zawodu i samorządu – bo spora część artykułu Andrzeja Kalwasa to atak personalny na moją osobę, miejscami dość bezpardonowy i do tego nasączony manipulacyjnym wykorzystaniem moich myśli zawartych w poprzednim artykule. Druga – to zwykłe ludzkie przemyślenie: czy warto prowadzić dyskusję w takim stylu...

Na wstępie pragnę Andrzejowi Kalwasowi wyjaśnić, że chyba nie zrozumiał mojego artykułu. Napisałem tekst natury analitycznej, w którym przedstawiałem różne punkty widzenia, a nie tylko swój. Pokazałem zatem zróżnicowane poglądy i opinie w sprawie połączenia zawodów, wówczas powszechne. Przedstawiłem je rzetelnie, nie wartościując ich przy tym. W naszym samorządzie są zarówno radcowie prawni, którzy sprzeciwiają się temu pomysłowi, są ci opowiadający się za połączeniem, jak i tacy, którym tak naprawdę jest to obojętne. Szanuję wszystkie te postawy. Andrzej Kalwas natomiast szanuje tylko te poglądy, które są bliskie wyznawanym przez niego. To było widać w jego artykule i to nas fundamentalnie różni.

Co zatem zrobił Andrzej Kalwas? Otóż przypisał mi poglądy i motywy, których nie mam i nie miałem, a następnie po tej „wnikliwej" analizie, kiedy przygotował już grunt, zaatakował mnie personalnie.

To znana zagrywka polityków, wysoce manipulacyjna i NIEGODNA byłego prezesa samorządu zawodu zaufania publicznego. Nie napawa mnie to radością, gdyż przy odrobinie dobrej woli Andrzej Kalwas mógł napisać inny, racjonalny i rozsądny tekst. Możemy się różnić, ale róbmy to z klasą.

No cóż...

Gdzie tkwi zatem sedno problemu? Kiedy czytam artykuł Andrzeja Kalwasa, ze zdumieniem zauważam, jak już wspomniałem, że nie tylko nie odróżnia on analitycznego tekstu od przedstawienia indywidualnych poglądów, ale co gorsza, używając wymownych i jednoznacznych retorycznych figur, odnajduje w moim artykule znaczenia nie tyle bulwersujące, ile nieistniejące. To znany chwyt stosowany od czasów niepamiętnych przez polityków, którzy chcą zdyskredytować nie tyle argumenty, ile osobę przeciwnika. Nie sądziłem jednak, że do tego typu zachowań między prezesami dojdzie w moim samorządzie. No cóż...

W odróżnieniu od mojego polemisty byłem wtedy prezesem Krajowej Rady Radców Prawnych i miałem pełny przegląd problemów wskazywanych przez moje Koleżanki i Kolegów. Pragnę zapewnić Andrzeja Kalwasa, że to nie była niewielka przyjacielska grupa jednorodnie myślących osób. Musiałem wtedy reprezentować cały samorząd i brać pod uwagę wszystkie opinie prezentowane przez radców prawnych, a Andrzej Kalwas mógł w tym czasie pozwolić sobie jedynie na wygodną dla siebie krytykę.

Podstawowa różnica tkwi zapewne w naszym różnym doświadczeniu. Kiedy Andrzej Kalwas sprawował swój urząd, nasz samorząd był stosunkowo małym, zamkniętym, dość elitarnym gronem. Za moich czasów rozrósł się do nieoczekiwanych nawet przez nas samych rozmiarów. Takim ciałem nie da się kierować jak „małą garbarnią". Po to byliśmy wybrani przez delegatów reprezentujących kilkadziesiąt tysięcy radców prawnych i aplikantów radcowskich, by umiejętnie godzić i przedstawiać ich rozbieżne interesy oraz dążenia. Nie byliśmy zaś wybrani po to, by dbać o własne ego i stołki. Napisałem, że doświadczenia, przecież nie tylko polskie, wskazują, że najlepiej, gdy zmiany przeprowadzają osoby niezainteresowane trwaniem na stanowiskach i stawianiem sobie pomników za życia, ale mające świadomość faktu, dla kogo zostały powołane. Nie są ważne struktury, ale ludzie je tworzący, i to tysiące wykształconych, inteligentnych osób. I każdy trzeźwo myślący człowiek musi się zgodzić z tym poglądem.

By uniknąć zarzutów, zdecydowaliśmy się na zwołanie nadzwyczajnego zjazdu. Przypomnę mojemu oponentowi, że tak samo postąpiła adwokatura, która miała w tym względzie przecież daleko bardziej niż radcowie prawni jednoznaczne stanowisko. Zdecydowałem także o przeprowadzeniu reprezentatywnych – co ważne, uczciwych – badań. Wykonał je TNS OBOP na reprezentatywnej ponad 1200-osobowej grupie radców prawnych z całej Polski. Tego wymagały od nas etyka i rozsądek. To sprawa zbyt ważna, by debatować nad nią w zaciszu gabinetów, napawając się przy tym władzą i narzucając swoją wolę członkom samorządu. To nie te czasy i nie ci sami ludzie.

Błędnie interpretuje mój adwersarz także wyniki badań. Nie zna on, jak widać, intencji, która im przyświecała. Celowo bowiem nie zapytaliśmy radców prawnych o to, czy są zwolennikami połączenia obu zawodów, ale o to, czy odpowiadają im konkretne założenia prezentowane przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Pytanie o „połączenie" bez konkretnych warunków, na jakich miało się odbywać, byłoby nadużyciem.

To manipulacja

Za niegodziwą manipulację uznaję poniższy fragment artykułu Andrzeja Kalwasa: ,,Jest sprawą bardzo zasmucającą i wstydliwą dla naszego środowiska, że były jego primus inter pares uznaje za godne krytyki to, że ci spośród nas, którzy »bezinteresownie zaangażowali się w działalność samorządową, będą zasmuceni, że ich samorząd (który budowali) znika z powierzchni ziemi i jest zastępowany przez nowy samorząd, który nie będzie już po prostu ich samorządem«".

W swoim artykule zauważyłem, i to dosadnie, rzecz zupełnie odwrotną, wskazując jednoznacznie, że „warto też dostrzec, że jest też wśród nas wielu, którzy bezinteresownie zaangażowali się w działalność samorządową, którzy oddali mu swój czas, a czasami pół życia. I oni nie wyobrażają sobie, że oto nagle ten ich samorząd znika z powierzchni ziemi i zastępowany jest przez nowy samorząd, który nie będzie już po prostu ich samorządem".

Dodam, że sam zaliczam się do tego grona, bo to jest nie tylko samorząd Andrzeja Kalwasa, ale również mój – oddałem mu bowiem kawał mojego życia. Pisałem o tym na tle wskazywania różnych poglądów i percepcji „połączenia" wśród radców prawnych. Jak można tak niegodnie manipulować cytatami? To pytanie pozostawiam sumieniu Andrzeja Kalwasa. Czy chodzi o to, by obrzucić błotem, kłamstwem – bo potem i tak coś z tego zostanie w publicznej przestrzeni?

Polemika Andrzeja Kalwasa jest przy tym napisana w stylu kaznodziejsko-urzędniczym. Co ciekawe, poucza on nie tylko mnie i całą Krajową Radę, że zwołała zjazd, ale i Zjazd Krajowy, że podjął uchwałę, która mu się nie podoba, a to już nie tylko ja, ale kilkuset delegatów reprezentujących tysiące radców prawnych. Były prezes Kalwas bez wątpienia ma prawo mieć własne poglądy. Tego nikt mu nie odmawia. Może je również upubliczniać, ale zdecydowanie chciałbym, żeby nie zajmował się przy tym moim samopoczuciem i nauczaniem mnie, co powinienem wtedy i teraz robić, lecz faktami. Nie bez ironii chciałbym zauważyć, ze okres reprymend i pouczeń mam już za sobą, bo moje dzieciństwo jest stosunkowo odległym okresem. Podobnie zresztą jak u większości naszych Koleżanek i Kolegów, członków Krajowej Rady Radców Prawnych i delegatów zjazdu.

Nie sądzę, by ktokolwiek dawał byłemu prezesowi KRRP prawo do uzurpowania roli „wszystkowiedzącego ojca narodu". Dobrze by było, gdyby kolejne teksty Andrzej Kalwas pisał w swoim imieniu – członka samorządu – i nie czynił się „głównym reprezentantem naszego środowiska", bo po prostu dziś nim nie jest. Jest to kwestia tym bardziej istotna, że zapewne w nadchodzących trudnych czasach dla prawniczych zawodów będziemy czytali więcej takich wypowiedzi. Wypowiedzi konstruowanych w tym samym, zjadliwym i agresywnym stylu. Wypowiedzi, które zrażają do nas opinię publiczną i osoby decydujące o przyszłości profesjonalnych zawodów prawniczych – ktoś może bowiem pomyśleć, że opinie prezentowane przez Andrzeja Kalwasa są dla nas reprezentatywne. A czytając jego ostatnie teksty, słuchając jego wystąpień, np. na radcowskich zjazdach, wiem, że są one nie tyle reprezentatywne, ile po prostu niebezpieczne – pozbawione wyczucia, taktu i najeżone obcesowymi, personalnymi „wycieczkami".

Kiedy rok temu ważyły się losy obron karnych, tenże były prezes KRRP był jednym z największych krytyków koncepcji uzyskania przez radców prawnych uprawnień w sprawach karnych. Przypomnę jego wywiad z czerwca 2013 r. do jednej z ogólnopolskich gazet. Na pytanie dziennikarza: „Może tym młodym radcom prawnym pomoże to, że uzyskają prawo do obron karnych. Może to jest dla nich ta nisza?", odpowiedź Andrzeja Kalwasa brzmiała: „Wątpię. Taka walka musi mieć wsparcie środowiska. Nie można uszczęśliwiać ludzi na siłę. Nie wiem, czy radcy prawni chcą teraz obron karnych". I kolejne pytanie: „A pan chciałby tego jako radca prawny?". Odpowiedź: „Nie koniecznie. Widzę też drugą stronę medalu. Jak ma się obrony karne, to ma się też urzędówki. Dlatego uważam, że to może się okazać pyrrusowe zwycięstwo radców prawnych. Pytanie, dlaczego politycy znów namieszali między radcami a adwokatami".

Czy prezesa mojego samorządu bardziej interesowały wtedy dobre stosunki z adwokaturą (naszymi przeciwnikami w tym sporze) niż przyszłość tysięcy radców prawnych, o których interes tak ponoć zabiega? Czy takie wypowiedzi ułatwiają czy utrudniają samorządowi działanie?

Samorząd radcowski od czasu prezesury Andrzeja Kalwasa przeszedł ogromną socjologiczną metamorfozę. Dziś jest to też organizacja ludzi młodych. Ponad połowa jego członków nie ukończyła 40. roku życia. Styl kierowania ciałem reprezentującym pokolenia X i Y musi być adekwatny do jego potrzeb, a te – pragnę zapewnić Andrzeja Kalwasa, są – bardzo odległe od tego, co pamięta z lat dawno minionych. W okresie, kiedy byłem prezesem KRRP, zróżnicowanie poglądów i stanowisk zawsze starałem się brać pod uwagę – być może są to unikalne i nieznane Andrzejowi Kalwasowi doświadczenia.

I ostatnia kwestia natury zasadniczej: co jeszcze różni nasze artykuły? Pisałem swój tekst nie w imieniu radców prawnych, ale własnym. Przedstawiałem tylko swoje przemyślenia i obserwacje. Andrzej Kalwas natomiast, prezentując własne stanowisko, usiłuje reprezentować całe nasze środowisko. Różnica niby niewielka, ale jakże istotna. Teraz oczekuję głosu „kogoś oburzonego", stającego w obronie Andrzeja Kalwasa i potępiającego moją osobę. Tak już działo się w przeszłości, zawsze, kiedy ktoś ośmielał się go krytykować. Tak zapewne będzie i tym razem. Oznajmiam zatem, że nie będę kontynuował tego rodzaju polemiki bez względu na nonsensy i absurdy ewentualnych kolejnych zarzutów. Sądzę, że tak będzie lepiej dla mojego samorządu.

I jeszcze jedno: gdyby nie oczywiste pomówienia i manipulacje wymagające sprostowań, ten artykuł nigdy by nie powstał, bo tak naprawdę w tej ważnej dla samorządu radców prawnych sprawie chodzi naprawdę o coś znacznie więcej – więcej niż o to, czyje portrety i gdzie będą wisiały w przyszłości.

Autor był dwukrotnym prezesem Krajowej Rady Radców Prawnych (dwie kadencje w latach: 2007–2010 oraz 2010–2013)

Pierwszy raz w historii naszego samorządu jeden z prezesów zmuszony jest do tego rodzaju otwartej polemiki z jednym z jego poprzedników. Długo się zastanawiałem, czy podjąć ten temat. Obawy miałem dwie. Pierwsza to wątpliwość, czy kontynuowanie „polemiki" będzie służyło publicznemu wizerunkowi zawodu i samorządu – bo spora część artykułu Andrzeja Kalwasa to atak personalny na moją osobę, miejscami dość bezpardonowy i do tego nasączony manipulacyjnym wykorzystaniem moich myśli zawartych w poprzednim artykule. Druga – to zwykłe ludzkie przemyślenie: czy warto prowadzić dyskusję w takim stylu...

Pozostało 95% artykułu
Opinie Prawne
Sławomir Paruch, Michał Włodarczyk: Wartości firmy vs. przekonania pracowników
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Ulotny urok kasowego PIT
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Krzywizna banana nie przeszkodziła integracji europejskiej
Opinie Prawne
Paweł Litwiński: Prywatność musi zacząć być szanowana
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Składka zdrowotna, czyli paliwo wyborcze
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił