Dzielenie pomarańczowych

Były prezydent Wiktor Juszczenko wraca do wielkiej polityki. Sęk w tym, że Ukraińcom bardzo źle się on kojarzy - piszą dziennikarze „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 05.07.2012 20:19

Wiktor Juszczenko to lider pomarańczowej rewolucji. Człowiek, dzięki któremu ta rewolucja wygrała

Wiktor Juszczenko to lider pomarańczowej rewolucji. Człowiek, dzięki któremu ta rewolucja wygrała

Foto: Fotorzepa, Dorota Awiorko Dor Dorota Awiorko

Mówiąc dziś „opozycja na Ukrainie", mamy zazwyczaj na myśli Blok Julii Tymoszenko z byłą panią premier na czele. I ewentualnie Front Zmian z Arsenijem Jaceniukiem, byłym szefem Rady Najwyższej i MSZ, który z BJuTy wszedł w koalicję. Jest jednak sporo mniejszych ugrupowań, które niekoniecznie widzą się w jednym wielkim bloku opozycyjnym, którego patronem byłaby - zza więziennych krat - żelazna Julia, a liderem młody, proeuropejski Jaceniuk.

I to na takie właśnie ugrupowania postawił Wiktor Juszczenko.

Przegrany lider

Juszczenko to lider pomarańczowej rewolucji, człowiek, dzięki któremu ta rewolucja wygrała. Tymoszenko jest również liderem pomarańczowych. Tyle że drogi tych polityków rozeszły się dawno temu. Co prawda razem mieli ogromne szanse na sukces we wspólnym rządzeniu, ale ambicje personalne i spory spowodowały, że nigdy nie udało się im tak naprawdę współdziałać. W znacznej mierze obóz pomarańczowych przegrał właśnie ze względu na spory Juszczenko-Tymoszenko.

W miarę upływu kadencji prezydenckiej popularność Juszczenki słabła. Zwolennicy pomarańczowych uważali, że się na nim dramatycznie zawiedli. Bo liczyli na wielkie zmiany w kraju, a do nich właściwie nie doszło. Miało być inaczej - popularni, demokratycznie wybrani liderzy mieli poprowadzić Ukrainę ku Europie, poprawić warunki życia zwykłych ludzi, zlikwidować korupcję... W każdym razie „miało być lepiej". Zamiast tego były spory, kłótnie o stanowiska, wzajemne uszczypliwości.

Obóz pomarańczowych się rozpadł, a niebiescy Wiktora Janukowycza rośli w siłę.

Juszczenko łudził się, że w 2010 roku wygra wybory. Nie miał na to szans. Po porażce bohater pomarańczowej rewolucji zniknął ze sceny politycznej swego kraju. Współpracownicy Juszczenki pytani, co robił - odpowiadali: „odpoczywał na daczy w Karpatach, podróżował, zwiedził Syrię i Niemcy". Usprawiedliwiali się, że nie mówił nic złego o nowych władzach w Kijowie, bo „naraziłby się na falę krytyki pod swoim adresem".

Wielu z tych, którzy mieli okazję Juszczenkę poznać, twierdziło, iż w miarę upływu swej kadencji nabierał on przekonania, że jego prezydentura to coś więcej niż zwykłe sprawowanie najwyższego - ale jednak urzędu. Że jest predestynowany do przewodzenia ukraińskiemu narodowi. Odejście od władzy było więc dla niego czymś więcej niż zwykłą wyborczą porażką. Stąd całkowity brak aktywności i odcięcie się od polityki.

Blok małych

Nowe ugrupowanie byłego prezydenta zrzesza 30 organizacji i partii, w tym juszczenkowską Naszą Ukrainę, niegdyś dużą i silną, dziś będącą cieniem samej siebie; Kongres Ukraińskich Nacjonalistów, który - choć pretenduje do miana spadkobiercy OUN z czasów przedwojennych i późniejszych to po odzyskaniu niepodległości przez Ukrainę - nigdy nie odegrał znaczącej roli, a także Ukraińską Partię Ludową dysydenta z czasów ZSRR Jurija Kostenki, będącą stronnictwem raczej niewielkim i mało znaczącym.

W tegorocznych wyborach parlamentarnych 28 października dawny przywódca pomarańczowej rewolucji liczy na poparcie co najmniej 5 procent niezbędnych do przekroczenia progu wyborczego. - Każdy z nas ma poczucie, że tracimy partnerów zarówno na Zachodzie, jak i na Wschodzie. Zamroziliśmy wszystkie projekty niezbędne dla strategicznej współpracy z Europą i USA. Podpisanie umowy stowarzyszeniowej z UE zostało odłożone na czas nieokreślony. Nie podpisaliśmy umowy o utworzeniu strefy wolnego handlu z UE. Na unijne rynki trafia jedna trzecia ukraińskiego eksportu. Tam znajduje się największy potencjał naszego rozwoju gospodarczego -  przekonywał dziennikarzy Juszczenko.

A Jurij Kostenko dowodził, że nowy blok tworzą „wszystkie prawicowe siły patriotyczne", w ten sposób odmawiając innym partiom opozycyjnym albo miana prawicowości, albo patriotyzmu. Co oczywiście oznacza, że główną płaszczyzną walki politycznej nie będzie bój z Janukowyczem i niebieskimi, a z innymi ugrupowaniami postpomarańczowymi i ewentualnie skrajnie nacjonalistyczną Swobodą, która wyrasta na znaczącą siłę polityczną na zachodzie kraju.

Tradycyjnie też Juszczenko chce przyciągnąć rozmaite patriotyczno-narodowe organizacje społeczne jak Proswita czy Związek Oficerów, ale ich wpływ na dzisiejsze społeczeństwo ukraińskie jest raczej skromny.

Rozbije opozycje?

Powrót do gry polityka, na którego po rządach prorosyjskiego Leonida Kuczmy stawiała Europa, jest oceniany rozmaicie. Optymiści twierdzą, że takich liderów jak Juszczenko na Ukrainie ciągle jest mało, a zapotrzebowanie na ideały narodowo-demokratyczne nadal jest spore - dlatego ma on szanse. Pesymiści że jedynie rozbije opozycję i odbierze jej głosy, wyświadczając tym samym przysługę Wiktorowi Janukowyczowi.

Prawicowy blok Juszczenki ma szanse na zaledwie 1 procent w wyborach parlamentarnych. Dlaczego? Bo wszystkie porażki pomarańczowej rewolucji są kojarzone właśnie z nim. Były elektorat Juszczenki jest przekonany, że to właśnie on zdradził ideały rewolucji i doprowadził do destabilizacji politycznej na Ukrainie - mówi „Rz" ukraiński politolog Hryhorij Perepełycia. Przypomina, że hasło Juszczenki „bandyci do więzień, rząd dla opozycji" wygłaszane na pomarańczowym Majdanie nabrało dziś innego znaczenia: Wiktor Janukowycz, przeciw któremu protestował Majdan, sprawuje władzę, a opozycja siedzi za kratami. -  Juszczenko doprowadził do tego, że po jego dojściu do władzy demokratycznie wybrana opozycja straciła większość w parlamencie. Sytuacja się powtórzy. Juszczenko doprowadzi do podziałów w szeregach przeciwników władz - dodaje Perepełycia.

Analityk Ołeksij Bluminow podkreśla, że wyborczy tort na zachodniej Ukrainie, o który zamierza walczyć Juszczenko, już został podzielony. Walczy o niego partia Udar boksera Witalija Kliczki, nacjonalistyczna Swoboda, a nawet rządząca Partia Regionów Janukowycza.

- Antypatia do Juszczenki to fenomen na Ukrainie. Z upływem czasu negatywny stosunek do polityków maleje. W przypadku Juszczenki rośnie. Niechęć wobec niego jednoczy Ukraińców zarówno na zachodzie, jak i wschodzie naszego kraju - uzasadniał Bluminow.

Szef Instytutu Ukraińskiej Polityki w Kijowie Kostiantyn Bondarenko nazwał zjednoczenie partii wokół bohatera pomarańczowej rewolucji, który wówczas cieszył się poparciem połowy kraju, „zmową skazanych na zgubę". - Poparcie dla Naszej Ukrainy, której obecnie przewodniczy Wiktor Juszczenko, czy Ukraińskiej Partii Ludowej Jurija Kostenki oscyluje w granicach zaledwie 1 procentu. Inne ugrupowania, które znajdą się w bloku, mają jeszcze niższe notowania. Nowy blok Juszczenki stanie się zbiorową mogiłą politycznych ambicji zarówno jego, jak i innych polityków - dowodzi Bondarenko. I podkreśla, że stawianie na prawicowy elektorat jest błędem. - Ci, którym nie podoba się obecna władza, będą głosować na partię Swoboda. Centroprawicę mogłaby popierać mocna burżuazja, ale takiej na Ukrainie nie ma - ironizuje.

I tylko ta niepewność

Tak czy inaczej Ukraińcy będą mieć skomplikowany wybór. Albo postawią na ludzi Janukowycza, Partię Regionów, tracącą popularność podobnie jak jej lider, albo na opozycję - tyle że maksymalnie podzieloną. Z jednej - blok Tymoszenko-Jaceniuk, proeuropejski, ale przede wszystkim antyjanukowyczowski. Z drugiej - nowy blok Juszczenki mogący przyciągnąć tych, którzy z nostalgią wspominają czasy pomarańczowej rewolucji. I wreszcie z trzeciej kilka innych ugrupowań, od wspomnianej już Swobody (równie antyrosyjskiej, jak antypolskiej) po Udar Kliczki.

Tyle że Janukowycz wciąż dysponuje potężnymi środkami oddziaływania administracyjnego, tzw. adminresursem, a opozycja zacznie zapewne zwalczać sama siebie. Deputowany Bloku Julii Tymoszenko, były wicepremier Mykoła Tomenko, już orzekł, że ugrupowanie Juszczenko zostało... celowo stworzone przez administrację Janukowycza. I dlatego nad Dnieprem i Dniestrem trudno cokolwiek namalować w czarnych i białych barwach. Zbyt wiele jest niejasności.

Mówiąc dziś „opozycja na Ukrainie", mamy zazwyczaj na myśli Blok Julii Tymoszenko z byłą panią premier na czele. I ewentualnie Front Zmian z Arsenijem Jaceniukiem, byłym szefem Rady Najwyższej i MSZ, który z BJuTy wszedł w koalicję. Jest jednak sporo mniejszych ugrupowań, które niekoniecznie widzą się w jednym wielkim bloku opozycyjnym, którego patronem byłaby - zza więziennych krat - żelazna Julia, a liderem młody, proeuropejski Jaceniuk.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Arak: Po 20 latach w UE musimy nauczyć się budować koalicje
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: Krótka ławka Lewicy
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem