Rulewski: Porozumienie rządu z górnikami nie wystarczy

W górnictwie negatywne zjawiska nabrały monstrualnego rozmiaru – takiego, który został przeniesiony z kopalni na poziom wielozakładowej kompanii zatrudniającej 50 tys. osób - pisze senator PO, były działacz NSZZ "Solidarność" Jan Rulewski

Aktualizacja: 28.01.2015 09:03 Publikacja: 28.01.2015 01:00

Rulewski: Porozumienie rządu z górnikami nie wystarczy

Foto: Fotorzepa

Wielozakresowe porozumienie społeczne rządu z górnikami z Katowickiej Spółki Węglowej, wychodzące naprzeciw pokojowi społecznemu, eliminacji zaburzeń na polskim rynku paliwa, z zachowaniem amputacji nierentownych kopalń, w warunkach obowiązującego prawa europejskiego, z natury musi budzić kontrowersje.

Opozycja już zakładała komitety wyborcze pod hasłem „przywrócimy górników do pracy", liberałówzaś przestraszyła szczodrość Ewy Kopacz wobec pracowników. Nawet przewodniczącemu Piotrowi Dudzie, przed reelekcją, zabrano szansę na pokazanie muskułów w ogólnopolskim strajku. A przecież PO nie obiecywała, że zaryzykuje przeprowadzenie wielkich reform kosztem politycznego samobójstwa. Zwłaszcza, że szeroka krytyka ze strony różnych podmiotów kończyła się na negacji, na ucieczce w abstrakcyjne strategie, bez wskazania alternatywy.

Choroba przewlekła

Przychylałbym się do opinii, że porozumienie stanowi zaledwie preludium do nowego otwarcia w sprawie rzeczywistych reform. Ustawa, którą zwycięsko przeprowadził rząd najpierw w parlamencie, a potwierdził porozumieniem na Śląsku, stanowi zaledwie ich warunek konieczny, ale niewystarczający.

Podczas debaty w Senacie nie otrzymałem odpowiedzi na kilka pytań. Co z 4 mld długów Kompanii Węglowej? Czy Komisja Europejska uzna rezygnację z danin, jakimi są wypłaty z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, i rezygnacja z opłat na rzecz ochrony środowiska, jako zakazaną pomoc publiczną? Czy uwzględniono zobowiązania dla ZUS, w tym te niepoliczone?

Skłonny byłbym uznać wniosek opozycji o sporządzenie audytu. Choćby po to, żeby mieć pewność, że uwolniona od chorych ramion spółka będzie już pracować z zyskiem. Dlatego z powagą do rzeczywistości, którą przyniesie porozumienie, powinni się odnieść partnerzy społeczni, związki, rząd i samorządy – tak, aby najważniejszy jego efekt, czyli zaufanie nie był kolejną straconą inwestycją. Kryzysu w górnictwie węglowym nie da się przeczekać ani przełożyć na lata koniunktury .

Oto mamy do czynienia z chorobą przewlekłą, wzmożoną zawałem cenowym na rynkach energetycznych świata, ofensywą klimatologów, a przede wszystkim zestarzeniem się cywilizacji węgla. Król węgiel odchodzi do przeszłości, jak to się stało z parowozem. Próżna jest zatem wiara w bogatego prywatnego inwestora. Wyzwanie, które rzucili Amerykanie łupkami czy nawet Niemcy z energią odnawialną, straszy niczym autostrady zastępujące szosy.

W rozważaniach ustawowych, ale i w debacie publicznej umknął fakt, że kryzys ma miejsce w kopalniach zorganizowanych w formie jednoosobowych spółek skarbu państwa. Przypomnijmy, że są to podmioty gospodarcze, które miały być w zamierzeniu reformatorów, przejściowym tworem na drodze do prywatyzacji. Jak pamiętam, nawet my związkowcy, nazywaliśmy je państwowymi przedsiębiorstwami z przemalowanymi szyldami.

W rzeczywistości stało się gorzej, okres przejściowy zamienił się na czas nieoznaczony, a majątek podporządkowano rozklekotanej polityce kadrowej ministerstw, w tym nieodpowiedzialnej polityce kadrowej wszystkich partii i fikcji nadzoru ze strony sezonowych mieszanych ciał związkowo-naukowo-urzędniczych. Kopalnie dryfowały bez gospodarza, z dala od rynku, z marginalizacją inwestycji , i przerostami wynagrodzeń, w rytm zmieniających się układów politycznych i koniunkturalnych. Zarzut dotyczy prawie wszystkich spółek tego typu. To moja wielka porażka, gdyż wierzyłem i broniłem zasady współzarządzania w oparciu o silne aktywa Solidarności, tego nieprzeciętnego ruchu, bo przecież nie tylko związku zawodowego.

W górnictwie negatywne zjawiska nabrały monstrualnego wymiaru, gdyż przeniesionego z kopalni na poziom wielozakładowej kompanii zatrudniającej 50 tys. osób, gdzie identyfikacja pracownika i udziałowca z interesami firmy w takim monstrum, jest z racji jego wielkości ograniczona. Zagubienie tak wielkiej masy ludzi i ich rodzin, otoczenia, nadto wzmocnione monopolem surowcowym powoduje, że ich problemy stają się polityczne i wychodzą na ulice. W efekcie zagrażają bezpieczeństwu i pokojowi społecznemu .

Górnicy zarzucają, nam politykom, dezercję. Ale przecież mocą paktu o przedsiębiorstwie mają w radach nadzorczych swoich przedstawicieli. To zgodnie z ich powinnościami zatwierdzano nie tylko strategie kopalń, ale i płace m.in. zgodne lub niezgodne z kominówką. Jako współautor kominówki pytam o skwitowanie kontraktów, w których zapisana była, pod groźbą utraty zabezpieczenia majątkowego, poprawa rentowności kopalni, nieprzejadanie majątku (art. 4 ustawy kominowej).

Choć rząd zniósł te ustawowe warunki, to wymogi umów pozostają. Śląskiej debacie towarzyszył spór o dochody zarządów, płace działaczy związkowych i wynagrodzenia rad nadzorczych, których głosu nie poznaliśmy. Te ostatnie wynosiły czasami 4 tys. zł za jedno posiedzenie. W gorączce dyskusji umknął fakt, że są to sprawy przemyślane i ustawowo uregulowane.

Liberalna narracja nie po raz pierwszy atakuje związki zawodowe za rzekome kominy, a nawet rujnowanie kopalń. Pragnę przypomnieć niedouczonym, że rzeczywiście wynagrodzenie związkowców pochodzi ze spółek i limitowane jest ilością członków, a więc nie jest prawdą, że wszyscy są na etatach związkowych. Zaś fakt poboru ich z kasy zakładu wynika z filozofii naszego państwa, która zakłada współuczestnictwo w zarządzaniu, a nawet pełnieniu istotnych funkcji sprawczych np. społeczna inspekcja pracy na rzecz zakładu.

Budowanie ładu społecznego kosztuje. Jednocześnie ucieczka związkowców w stronę interesu grupowego, egoizm branżowy, wymuszający konsumpcję, kłóci się z uspołecznieniem gospodarki, a stąd już jest blisko do socjalistycznej gospodarki planowej, której podmiotem nie był obywatel, lecz planista z Komitetu Centralnego.

Nie sądzę, by tego nie chcieli górnicy tak srodze doświadczeni w owych czasach. Choćby dlatego, że dzisiaj, ponosząc dramatyczne skutki gospodarki rynkowej, zarazem odcinają zyski od tańszej benzyny, którą tankują do swoich zagranicznych samochodów. Ta przyjęta zasada otwartej gospodarki rynkowej zapisana m.in. w pakcie o przedsiębiorstwie, pozwala im na wypłatę 1 mld złotych zgromadzonego przez wszystkich przedsiębiorców na koncie Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.

Wieść niesie, że górnicy ich nie odprowadzali. Choć też prawdą jest, że kilkaset pielęgniarek, w tym z Kostrzynia, w podobnych warunkach z tej możliwości nie skorzystały. Reasumując, nie istnieje zjawisko częściowej cnoty.

Upiory złych czasów

Zgadzam się, że główna odpowiedzialność spoczywa na władzy państwowej. Zawiodła ona lub była zbyt spolegliwa, ale to nie usprawiedliwia ignorancji tych, którzy żyją z kopalń, ich funkcjonowania i zarządzania, jako że władza odchodzi, a górnicy pozostają. Milionowe hałdy niesprzedanego węgla były dla władzy dostatecznym argumentem, żeby zamykać kopalnie. Wszak ma ona świadomość, że nielubiana przeze mnie Margaret Thatcher wygrała, a Wielka Brytania się nie zapadła. Ale nie przywołujmy upiorów złych czasów.

Ustawa modyfikująca o rekonstrukcji kopalń autorstwa rządu Kopacz ma być promem do nowej struktury własnościowej. Nie ma w niej wpisanego wiążącego terminu. Wspomina się o spółce pracowniczej. Odradzałbym to ostatnie z powodów jak wyżej. Jeśli zabraknie inwestora branżowego bądź jakiegokolwiek innego, to już z udziałem pracowników. Górnicy z ograniczoną mobilnością zawodową, spójnią miejsca pracy, mogliby być dobrymi wspólnikami, ale na własne ryzyko i odpowiedzialność . W obecnej sytuacji ekonomicznej kopalń zabezpieczeniem odpowiedzialności mogłyby być nadmiernie rozbudowane przywileje, choćby np. 14-latka. Doświadczenia rynków w USA, Kanadzie, a nawet Wielkiej Brytanii potwierdzają te możliwości.

Przesilenie na Śląsku wskazuje, że niemała część opinii publicznej już więcej nie chce płacić za jego wyjątkowość. Czuje się odepchnięta od partycypacji we wspólnocie III Rzeczypospolitej. A to wyznacza powrót do stołu komisji trójstronnej – której konstrukcja nie jest zła – bez warunków wstępnych. Zgoda, z innym zrozumieniem partnerstwa, w której rząd będzie mediował niż dyktował między pracodawcami a pracownikami .

Bo w podpisanym porozumieniu nie zauważyłem pracodawców, choć są też częścią społeczeństwa. Dialog będzie kulawy, wręcz niemożliwy, jeśli ich rola sprowadzi się do występów medialnych. Nie mogą się kryć za plecami polityków ani tym bardziej być kozłami ofiarnymi. Przecież to od nich zależy inicjatywa nowej struktury przedsiębiorstwa, ich rola w stabilnym zarządzaniu, także powszechnie krytykowane nadużywanie swobód związkowych skutkujących tysiącami immunitetów.

Słychać, że podmioty, trapione problemami złożonej technologii węglowej uzyskały godną odprawę. Na rozwiązanie czeka dalszych 200 spółek. Wiele z powodów jak wyżej upadło.

Szkoda, że z rządu odszedł Jan Krzysztof Bielecki. Już w 1992 roku, gdy wdrażano pakt o przedsiębiorstwie obiecał nową formę rynkowego przedsiębiorstwa z udziałem kapitału państwowego. Niedawno obiecano odejście od kominówki i zastąpienie nowym systemem zarządzania i nadzoru. Prowizorka z lat 90. przetrwała. Jednoosobowe spółki skarbu państwa czekają na nowego Bieleckiego.

Autor jest senatorem Platformy Obywatelskiej. W okresie PRL i na początku lat 90. był działaczem NSZZ „Solidarność", a potem – posłem Unii Demokratycznej i Unii Wolności

Wielozakresowe porozumienie społeczne rządu z górnikami z Katowickiej Spółki Węglowej, wychodzące naprzeciw pokojowi społecznemu, eliminacji zaburzeń na polskim rynku paliwa, z zachowaniem amputacji nierentownych kopalń, w warunkach obowiązującego prawa europejskiego, z natury musi budzić kontrowersje.

Opozycja już zakładała komitety wyborcze pod hasłem „przywrócimy górników do pracy", liberałówzaś przestraszyła szczodrość Ewy Kopacz wobec pracowników. Nawet przewodniczącemu Piotrowi Dudzie, przed reelekcją, zabrano szansę na pokazanie muskułów w ogólnopolskim strajku. A przecież PO nie obiecywała, że zaryzykuje przeprowadzenie wielkich reform kosztem politycznego samobójstwa. Zwłaszcza, że szeroka krytyka ze strony różnych podmiotów kończyła się na negacji, na ucieczce w abstrakcyjne strategie, bez wskazania alternatywy.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Radosław Sikorski: Reakcje na moje exposé potwierdzają to, co mówiłem o PiS
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Dlaczego premier Donald Tusk nie lubi Brytyjczyków?
Opinie polityczno - społeczne
Paweł Łepkowski: Czy branża hodowlana jest równie groźna dla klimatu jak przemysł i transport?
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Sondaże wyborcze. PiS utrzymuje przewagę, Tusk mobilizuje wyborców
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Co wpycha nas na głęboką europejską prowincję?