Dotkliwe podwyżki OC

Możliwe, że któraś z firm wykorzysta wyczulenie klientów na cenę i ruszy z obniżkami, by zwiększyć udziały rynkowe.

Publikacja: 11.01.2017 22:23

Foto: materiały prasowe

Znaczne podwyżki cen ubezpieczeń OC, które wywołały zrozumiałe niezadowolenie kierowców, są konsekwencją wieloletnich trendów. Po latach wojny cenowej i istotnym wzroście wypłat, również za szkody sprzed lat, rynek ubezpieczeniowy musiał w końcu odbić. Od 2000 r. tak naprawdę „topiono" w nim pieniądze, z nadzieją wywalczenia jak największego udziału. Przez większą część tego okresu ubezpieczyciele tracili na polisach OC.

Ceny ubezpieczeń w Polsce przez lata były znacznie niższe niż w innych krajach UE. Średnia składka OC wynosiła w przeliczeniu 138 euro. W całej UE mniej płacili kierowcy tylko na Litwie. Było to dla polskich ubezpieczycieli bardzo bolesne ze względu na wysoki udział ubezpieczeń samochodowych w rynku – średnia dla UE to 27,3 proc. (w tym nieco ponad połowa to ubezpieczenia obowiązkowe), w Polsce 49,7 proc. (ponad trzy czwarte). Od 2010 r. sądy zaczęły orzekać o zadośćuczynieniach i odszkodowaniach z tytułu rozłąki, orzeczenia te działały także wstecz. Te mechanizmy są z pewnością pożyteczne dla ludzi w potrzebie, ale nie można zignorować ryzyka ich nadużywania – orzeczenia są uznaniowe i łatwo tu o nadużycia. Doszło do lawinowego wzrostu wypłacanych odszkodowań: stosunek ich liczby do liczby polis wynosi 7 proc. wobec 5,7 proc. w UE. Rosły też kwoty wypłaty z samego OC, w ostatnich pięciu latach, średnio aż o 7,5 proc. rocznie.

Nikt nie chce dokładać do swojego biznesu. Nie powinno więc dziwić, że ubezpieczyciele chcą zarabiać na podstawowej działalności. Kierowcy jednak przyzwyczaili się do niskich cen i podwyżki są dla nich dotkliwe. Polacy i tak kupowali stosunkowo niewiele ubezpieczeń, o czym świadczy wysoki udział obowiązkowego OC w całym rynku. Teraz kierowcy częściej będą kupować tylko obowiązkową polisę. Wielu sprawdzi oferty, korzystając z porównywarek internetowych czy zgłaszając się do multiagentów, których rola może wzrosnąć.

Jest bardzo prawdopodobne, że któryś z graczy zechce wykorzystać wyczulenie klientów na cenę i ruszy w 2017 r. z obniżkami, by zwiększyć swój udział w rynku. Pytanie, kto może sobie pozwolić na taką inwestycję.

Dla większości ubezpieczycieli ostrzejsza rywalizacja cenowa nie wchodzi w grę, zbyt długo podstawowa działalność przynosiła straty. Możliwym kierunkiem jest więc konkurowanie jakością. Liczy się przejrzysta i atrakcyjna oferta, lepszy i bardziej dopasowany produkt oraz usprawnienia w obsłudze klienta. Ubezpieczyciele mogą poszerzać współpracę z multiagentami lub rozbudować i uaktywnić sieć agentów wyłącznych. Możliwa jest też poprawa tzw. user experience i radykalne uproszczenie procesów w kierunku wyznaczanym przez start-upy z internetowej branży InsurTech, takie jak Lemonade czy Trov. W polskich realiach to jednak jeszcze odległa perspektywa.

Przy kurczącym się rynku działania wspierające sprzedaż mogą się jednak okazać niewystarczające i spowodują tylko dodatkowe koszty. Redukcja tych kosztów wydaje się najpewniejszym kierunkiem, głównie dzięki automatyzacji procesów wewnętrznych. Zautomatyzowana obsługa polis i szkód pozwoli znacząco je skrócić. Ma to znaczenie szczególnie przy obsłudze szkód, które są dla klientów wyjątkowo stresującym doświadczeniem, a ubezpieczycielom dają szerokie pole do popisu przy optymalizacji kosztów. Ciekawym kierunkiem są aplikacje, takie jak zyskujący popularność w USA Snapsheet, który umożliwia poszkodowanemu samodzielną dokumentację szkody. Coraz większe znaczenie będzie miało wykorzystanie dronów, zwłaszcza przy szkodach masowych i katastrofach naturalnych.

Podsumowując, podwyżek nie unikniemy, ale kierowców może pocieszyć myśl, że wzrost cen może też spowodować poruszenie na rynku ubezpieczeń i stawki spadną, gdy tylko któraś z firm dostrzeże szansę na zwiększenie swoich udziałów w rynku.

Konrad Komorowski jest konsultantem, a Grzegorz Podleśny senior managerem w Sollers Consulting

Znaczne podwyżki cen ubezpieczeń OC, które wywołały zrozumiałe niezadowolenie kierowców, są konsekwencją wieloletnich trendów. Po latach wojny cenowej i istotnym wzroście wypłat, również za szkody sprzed lat, rynek ubezpieczeniowy musiał w końcu odbić. Od 2000 r. tak naprawdę „topiono" w nim pieniądze, z nadzieją wywalczenia jak największego udziału. Przez większą część tego okresu ubezpieczyciele tracili na polisach OC.

Ceny ubezpieczeń w Polsce przez lata były znacznie niższe niż w innych krajach UE. Średnia składka OC wynosiła w przeliczeniu 138 euro. W całej UE mniej płacili kierowcy tylko na Litwie. Było to dla polskich ubezpieczycieli bardzo bolesne ze względu na wysoki udział ubezpieczeń samochodowych w rynku – średnia dla UE to 27,3 proc. (w tym nieco ponad połowa to ubezpieczenia obowiązkowe), w Polsce 49,7 proc. (ponad trzy czwarte). Od 2010 r. sądy zaczęły orzekać o zadośćuczynieniach i odszkodowaniach z tytułu rozłąki, orzeczenia te działały także wstecz. Te mechanizmy są z pewnością pożyteczne dla ludzi w potrzebie, ale nie można zignorować ryzyka ich nadużywania – orzeczenia są uznaniowe i łatwo tu o nadużycia. Doszło do lawinowego wzrostu wypłacanych odszkodowań: stosunek ich liczby do liczby polis wynosi 7 proc. wobec 5,7 proc. w UE. Rosły też kwoty wypłaty z samego OC, w ostatnich pięciu latach, średnio aż o 7,5 proc. rocznie.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację