To miasto wznoszono od podstaw wraz z budową Huty im. Lenina. Sztandarowy symbol stalinizmu, planowany pierwotnie na sto tysięcy mieszkańców, miał być manifestem zwycięskiego systemu i gwarantować lepsze życie budowniczym nowej Polski.
Każdy element projektu musiał być konsultowany z partią. Ale architekt Tadeusz Ptaszycki, który od 1949 roku sprawował nadzór nad budową Nowej Huty, potrafił przemycać własne idee. Chciał, by projekt spełniał nie tylko propagandowe żądania władz, ale potrzeby i marzenia zwykłych ludzi o wygodnym domu.
Kiedy Ptaszyckiego wezwano do Warszawy, by przedstawił prezydentowi Bolesławowi Bierutowi swój projekt, założył, że nie ma on pojęcia o architektonicznych planach. Zrobił więc przestrzenną kolorową makietę placu Centralnego, przypominającą zabawkę. Bierutowi spodobała się i większych korekt nie wniósł. Jedynie zastrzegł, że w nowym mieście nie ma miejsca na kościół, najwyżej na jakąś wieżę. Architekci zaprojektowali wic wysoką wieżę ratuszową, choć po kryjomu wyznaczyli też lokalizację, gdzie w przyszłości można by wznieść świątynie.
Domy mieszkalne Ptaszycki widział z wieloma udogodnieniami (windy, wspólne pralnie, spiżarki, parkiety). Myślał też o przedszkolach, sklepach, domach kultury, halach sportowych, kinach, bibliotekach. Z wielu planów musiał jednak zrezygnować z powodu redukcji kosztów. W efekcie Nowa Huta to projekt do dziś niedokończony.
Przykład Nowej Huty został przywołany teraz w najnowszym numerze kwartalnika „Herito", którego tytuł i główny temat brzmi: „Miasto jako dzieło sztuki". Bardziej adekwatny byłby jednak: „Architektura i polityka” lub „Utopia i rzeczywistość”.