Ryszard C., zanim dokonał zamachu w biurze PiS, miał wypytywać o wicemarszałka Sejmu w łódzkim biurze poselskim Niesiołowskiego. „Po uzyskaniu informacji od osób znajdujących się w budynku o tym, że go nie ma i biuro jest zamknięte, spytał o siedzibę biura PiS i odszedł” – napisała w specjalnym oświadczeniu Aleksandra Woron, dyrektor biura poselskiego wicemarszałka.
– Łamie się konstrukcja Jarosława Kaczyńskiego, że to był zamach na PiS – komentował Niesiołowski. – Na ogół jestem w biurze od 9.30. Gdybym był tam pół godziny później, te osiem kul być może byłoby dla mnie.
Woron twierdzi, że informację o wizycie C. przekazał jej portier budynku. – Mówił o tym przy moim mężu. Wskazał także drugiego świadka, którym był pracujący tam fachowiec kładący kafelki – opowiada Woron. – Też miał widzieć tego mężczyznę. Portier podał, że na pewno jego wizyta zostanie potwierdzona, bo w budynku znajduje się monitoring.
„Rz” dotarła do portiera Czesława Mierzejewskiego. Przyznaje, że około 9 rano w ubiegły wtorek „jakiś facet” pytał o Stefana Niesiołowskiego, ale wcale nie jest pewien, że był to Ryszard C. – A czy ja go poznam? Kazałem mu przyjść za dwie godziny, bo biuro jest otwarte od godz. 11 – mówi „Rz” Mierzejewski. Z ustaleń „Rz” wynika, że Ryszard C. ze swojego laptopa wchodził na wiele stron zawierających adresy biur poselskich. Komputer był w wypożyczonym przez zamachowca aucie.
Jednym z wątków rozważanym przez śledczych jest posiadanie przez C. wspólnika lub wspólników, z którymi nawiązał kontakt w Internecie. Dlatego kilkunastu politykom zaproponowano ochronę, twierdząc, że zagrożenie jest realne.