(...) W Jerutkach nigdy nie działo się nic godnego uwagi. I ten stan bezruchu Joanna i Ewa postanowiły zmienić. Jeśli nie my, to kto? – pomyślały. Jeśli nie tutaj, u siebie, to gdzie? A że ich szaleństwo polega też na tym, że jak sobie coś do głowy wbiją, to żadna siła – z rozsądkiem włącznie – ich od tego nie odwiedzie, po prostu zaczęły działać.

Założyły fundację Kreolia i udały się z roboczą wizytą do urzędu gminy. Oświadczyły, że mają pomysł na program kulturalno-oświatowy, ale nie mają siedziby. A w Jerutkach ten budynek (niegdyś szkolny), drewutnia i stodoła... Co wójt na to? Dostały dzierżawę terenu z zabudowaniami na 20 lat, czyli do 2030 roku.

Nie do końca pamiętają moment, kiedy pierwszy raz usiadły przy starym nauczycielskim stole i spojrzały na wieś przez własne okno. Takie to były emocje. Ale tego dnia zaplanowały spotkanie ich fundacji z mieszkańcami. Powiedziały, że nie zamierzają wprowadzać żadnej rewolucji, ale zrobić tak, żeby było lepiej i ciekawej. Bo z Jerutek, jednej z najmniejszych w gminie wsi, czasami się śmieją, że taka żadna. A przecież ma potencjał. Mieszkańcy pokiwali przychylnie głowami. W końcu wiedzieli już, na co dziewczyny stać. To one w 2006 r. zorganizowały 100-lecie szkoły. Zjechali się absolwenci, była piękna impreza. A rozśpiewane dzieci nagrały płytę, której w Jerutkach słucha się do dziś. Na spotkaniu wspólnie uradzono więc, że pierwszym projektem fundacji Kreolia będzie „Mała wieś, wielkie osobliwości". To w jego efekcie można teraz znaleźć w Jerutkach speców od robienia pierogów, haftów czy rzeźb. Na domach zawisły ręcznie wykonane drewniane tabliczki.

I dalej już poszło. Warsztaty śpiewu i tańców, jak te niedzielne, prowadzone przez grających później za stodołą Roberta i Ewę Wasilewskich oraz Jacka i Alicję Hałasów. Zajęcia plastyczne i muzyczne, drużyna piłkarska, bo chłopcy ze wsi prosili. Półkolonie. Koncerty chórów. Rajdy rowerowe. I pomniejsze pomysły, choćby ten o lepieniu pierogów, a nie wożeniu gotowców na „Turniej wsi". Mieszkańcy korzystają z możliwości, jakie daje fundacja. Czasami angażują się z pomocą, a czasami nie. Ale Joanna i Ewa wiedzą, że i to się zmieni. One – takie stąd, bo z gminy, i nie stąd, bo nie z Jerutek jednocześnie – są wciąż na okresie próbnym. Bo wzajemne prawdziwe zaufanie buduje się w czasie. Przez te trzy lata i tak stało się w tej sprawie wiele dobrego...

Cały reportaż w najnowszym „Przekroju"