Obowiązujący od niedawna akt o usługach cyfrowych (DSA) miał ucywilizować reklamę w internecie. Ale jak on w ogóle definiuje pojęcie „reklamy”?
Definicja ta z jednej strony jest szeroka, bo obejmuje informację propagującą przekaz komercyjny, ale także niekomercyjny, a więc też np. reklamę społeczną lub polityczną. Ale z drugiej strony, musi to być informacja prezentowana przez platformę internetową na jej interfejsie, za wynagrodzeniem konkretnie za propagowanie właśnie tej informacji. Tymczasem duża część reklamy internetowej jest prezentowana np. poprzez usługi świadczone przez platformy na innych stronach, a więc nie na ich własnym interfejsie. Problem pojawia się też przy reklamie publikowanej przez influencerów na danej platformie, bo w tym wypadku wynagrodzenie otrzymuje ów influencer, a nie platforma. Takie treści zostaną uznane za reklamę w rozumieniu DSA, dopiero gdy sam influencer zapłaci platformie za zwiększenie zasięgu danego posta – albo zapłaci za to reklamodawca. Ale w przypadku zwykłego posta wrzuconego przez twórcę na platformie w ramach płatnej współpracy nie będziemy mieć do czynienia z reklamą w rozumieniu DSA.