Trochę to trwało. Kilkanaście godzin po najkrwawszym od lat ataku terrorystycznym w Rosji, i to w jej sercu, do narodu zwrócił się Władimir Putin. I zapowiedział ukaranie winnych. W zawoalowany sposób powiązał ich z Ukrainą: miała być gotowa otworzyć swoją granicę dla uciekających terrorystów. Jego służby już wcześniej zaczęły snuć wersję islamistyczno-ukraińskiego spisku.
Wcześniej niż do narodu Putin zwrócił się do zaprzyjaźnionych przywódców, porozmawiał przez telefon z dyktatorem Białorusi Aleksandrem Łukaszenką. Dzwonił także do Azji Środkowej.