Michał Szułdrzyński: Do czego Jarosław Kaczyński potrzebuje Roberta Bąkiewicza i Łukasza Mejzy

Obecność Roberta Bąkiewicza i Łukasza Mejzy na listach PiS będzie dowodem, że bez względu na kontrowersje, przydać się może każdy, kto przyniesie trochę głosów. Tak samo jak Michał Kołodziejczak i Roman Giertych na listach Koalicji Obywatelskiej.

Aktualizacja: 01.09.2023 19:55 Publikacja: 01.09.2023 14:53

Michał Szułdrzyński: Do czego Jarosław Kaczyński potrzebuje Roberta Bąkiewicza i Łukasza Mejzy

Foto: PAP/Piotr Polak

Politycy Prawa i Sprawiedliwości potwierdzają, że na listach tej partii znaleźć mają się Robert Bąkiewicz i Łukasz Mejza. Paradoksalnie to najlepsza wiadomość dla władz Platformy Obywatelskiej. I to z dwóch powodów.

Po pierwsze zamyka usta krytykom kształtu list wyborczych, które ułożył Donald Tusk. Na lidera PO spadły skargi za wzięcie na pokład Michała Kołodziejczaka czy mecenasa Romana Giertycha. Elektorat liberalny miał problem z populizmem i niejasną postawą wobec USA i Unii Europejskiej lidera Agrounii, a lewicowy wypominał przeszłość Giertycha w Młodzieży Wszechpolskiej oraz wciąż konserwatywne poglądy w sprawach obyczajowych. Trudno się jednak oburzać na Kołodziejczaka czy Giertycha, kiedy na listy PiS Kaczyński przygarnia tak kontrowersyjne postaci jak Robert Bąkiewicz czy Łukasz Mejza.

Do czego potrzebny jest PiS Łukasz Mejza a do czego Robert Bąkiewicz?

Za Mejzą ciągną się wszak pytania dotyczące jego działalności biznesowej, kiedy to szukał chętnych na kosztowne zagraniczne terapie, których skuteczność budziła wątpliwości. Media opisywały również, jak z wielkim sukcesem dostawał fundusze na organizowanie warsztatów i szkoleń online w czasie pandemii, tylko że później musiał zwracać setki tysięcy złotych samorządom. Ale jego atutem było to, że w chwili próby gwarantował PiS większość w Sejmie mijającej kadencji.

Czytaj więcej

Wyborcze "jedynki" PiS. Znamy liderów list wyborczych partii Kaczyńskiego

Z kolei Robert Bąkiewicz budzi emocje głównie z powodu swoich poglądów i przeszłości. Nim zaczął działać w Stowarzyszeniu Marsz Niepodległości, był we władzach Obozu Narodowo-Radykalnego, który – zgodnie z wyrokiem Sądu Najwyższego – można nazywać organizacją faszystowską. Bąkiewicz kilka lat temu zarzucał rządowi PiS, że „klęka przed Żydami”. Stał również za akcją zbierania podpisów w sprawie amerykańskiej ustawy 447, która według środowisk antysemickich miała doprowadzić do wyegzekwowania od Polski restytucji mienia pożydowskiego. Jego Roty Marszu Niepodległości wsparły produkcję filmu Wojciecha Sumlińskiego, w którym postawiono tezę, że zakłamano prawdę o Jedwabnem po to, by znaleźć uzasadnienie dla „żydowskiego rozbioru Polski”, jak głosił podtytuł filmu. Materiał został zdjęty przez serwis Youtube z powodu zarzutu o rozsiewanie antysemickich spisków.

Ale Bąkiewicz był dla PiS przydatny, ponieważ brał aktywny udział w sporach w środowiskach narodowych, co było na rękę PiS w związku z obawami przed Konfederacją. Dziś też Bąkiewicz jest potrzebny PiS właśnie po to, by skusić wyborców Konfederacji. Przekaz jest prosty – w Rzeszowie wystartuje przeciwko Grzegorzowi Braunowi Zbigniew Ziobro, który walczył o polską suwerenność nawet z premierem Mateuszem Morawieckim, ale na listach PiS będzie też lider Marszów Niepodległości Robert Bąkiewicz. To więc my, będzie się chwalić Kaczyński, jesteśmy dla środowisk suwerenistycznych i narodowych bardziej wiarygodni niż Konfederacja z dość ekscentrycznym Braunem i jego sympatią do Rosji.

Dlaczego PiS nie przejmuje się krytyką Bąkiewicza?

Co ciekawe również Platforma jest zainteresowana przejęciem części wyborców Konfederacji – głównie tych wolnorynkowych i generalnie wolnościowych. Więc fakt, że PiS chce odebrać część elektoratu tej partii z prawej strony, może być PO na rękę. Bo gdy poparcie dla Konfederacji zacznie się kurczyć, może nastąpić efekt kuli śniegowej, na którym PO również zyska.

Czytaj więcej

Sondaż: Wyborcy PiS mają inną hierarchię ważności podstawowych problemów społecznych niż reszta obywateli

Dla Platformy Bąkiewicz i Mejza są więc wymarzonymi kandydatami do atakowania. O obu z nich można nagrać cały szereg filmików i używać do pokazywania, że PiS idzie w kierunku skrajnej prawicy z jednej strony, a z drugiej, że ma na listach ludzi, których biznesy budzą poważne pytania.

Co ciekawe, sam PiS krytyką Bąkiewicza się w ogóle nie martwi. Uważa, że dotyczy ona wielkomiejskiej, liberalnej bańki, która by i tak na PiS nie zagłosowała, więc ta sprawa nie ma jak zaszkodzić partii, a tylko może pomóc po prawej stronie. Inaczej ma się sprawa z Mejzą, gdyż jego biznesy nie podobają się nawet politykom PiS. Uważany jest za ciało obce, które szkodzi wizerunkowi „partii szeryfów”. Mejza jest kandydatem koalicyjnych Republikanów, którzy chcą by znalazł się na wspólnych listach. Chodzi zapewne o sygnał, że osób, które zdradziły swe wcześniejsze środowisko polityczne dla Zjednoczonej Prawicy (Mejza wszedł do Sejmu z list PSL), ekipa Kaczyńskiego nie porzuca i będzie do końca stała za nimi murem.

Co nam mówią o polityce wspólne zdjęcia Bąkiewicza z Kołodziejczakiem?

I tylko wspólne zdjęcia Bąkiewicza z Kołodziejczakiem sprzed paru lat, gdy obaj politycy jeszcze współpracowali, będą wyciągane przez symetrystów na dowód, że zarówno Kaczyński jak i Tusk są gotowi wziąć na listę każdego - bez względu na przeszłość, poglądy, kontrowersje - kto tylko jest w stanie przynieść trochę głosów i przechylić szalę zwycięstwa na jego stronę.

Politycy Prawa i Sprawiedliwości potwierdzają, że na listach tej partii znaleźć mają się Robert Bąkiewicz i Łukasz Mejza. Paradoksalnie to najlepsza wiadomość dla władz Platformy Obywatelskiej. I to z dwóch powodów.

Po pierwsze zamyka usta krytykom kształtu list wyborczych, które ułożył Donald Tusk. Na lidera PO spadły skargi za wzięcie na pokład Michała Kołodziejczaka czy mecenasa Romana Giertycha. Elektorat liberalny miał problem z populizmem i niejasną postawą wobec USA i Unii Europejskiej lidera Agrounii, a lewicowy wypominał przeszłość Giertycha w Młodzieży Wszechpolskiej oraz wciąż konserwatywne poglądy w sprawach obyczajowych. Trudno się jednak oburzać na Kołodziejczaka czy Giertycha, kiedy na listy PiS Kaczyński przygarnia tak kontrowersyjne postaci jak Robert Bąkiewicz czy Łukasz Mejza.

Pozostało 86% artykułu
Komentarze
Michał Szułdrzyński: „Płatni zdrajcy, pachołkowie Rosji”. Dlaczego Tusk tak mocno zaatakował PiS
Komentarze
Rusłan Szoszyn: Parada nie zwycięstwa, ale hipokryzji i absurdu
Komentarze
Michał Szułdrzyński: PiS podwójnie zdradzony
Komentarze
Jacek Cieślak: Luna odpadła, ale jest golas z Finlandii. Po co nam w ogóle Eurowizja?
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Komentarze
Zuzanna Dąbrowska: Afera sędziego Tomasza Szmydta jest na rękę Tuskowi i KO, ale nie całej koalicji