Socjalizm jest to ustrój, w którym bohatersko pokonuje się trudności nieznane w żadnym innym ustroju” – przypomniały mi się te słowa felietonisty z czasów PRL Stefana Kisielewskiego, gdy decyzja Azotów i Anwilu o zawieszeniu produkcji nawozów zagroziła załamaniem produkcji piwa, napojów gazowanych, wyrobów mleczarskich i mięsnych. Wszędzie tam, gdzie wykorzystuje się CO2, będący produktem ubocznym przy produkcji nawozów. Gdy branża spożywcza podniosła larum, Anwil bohatersko w poniedziałek zmienił zdanie. Co zrobią Azoty, jeszcze nie wiem, gdy piszę te słowa.
Wiem natomiast, że wraca gospodarka niedoboru. Choć tzw. realny socjalizm skończył się ponad 30 lat temu, co i rusz pojawiają się braki towarów. Głównie w sektorach, w których państwo rozdaje karty. W kraju, w którym „węgla starczy na 200 lat”, jego składy świecą dziś pustkami, a przed państwowymi kopalniami ustawiają się kolejki. W szczycie sezonu przetworów owocowych zabrakło cukru, choć Polska jest jednym z jego największych producentów w Europie, a państwowy potentat zapewnia ok. 40 proc. krajowej produkcji. Teraz z kolei zabrakło CO2.
Czytaj więcej
Zależny Anwil podjął decyzję o wznowieniu wytwarzania nawozów azotowych. Przy okazji będzie dostarczał na rynek CO2. Uczynił to, mimo że sytuacja na rynku gazu nie uległa zamianie. Skąd zatem zamieszanie - nie wyjaśnia.
Gdy rosyjska zapowiedź zakręcenia Nord Stream 1 na trzy dni posłała ceny gazu ziemnego w kosmos, zużywające ogromne ilości tego surowca państwowe firmy nawozowe postanowiły „przeskoczyć” górkę cenową, zawieszając produkcję. Ich zarządy znalazły się między młotem a kowadłem – z jednej strony lawinowo rosnące koszty, z drugiej ceny nawozów są dziś kwestią polityczną. Zarządy rozwiązały problem, jak umiały, prawdopodobnie bez świadomości, że zagrozi to wstrzymaniem produkcji w wielu innych zakładach.
Gospodarka to system naczyń połączonych: zmiany w jednym miejscu mogą wywołać zaburzenia w innym. W epoce szoków cenowych na rynku energii i gazu od jakości kadr zarządzających zależy, czy odpowiedź firm będzie adekwatna i czy zamiast złagodzić skutki szoków, ich nie wzmocni. Tymczasem władza obsadza spółki Skarbu Państwa wedle klucza partyjnego, a nie kompetencji. Co i raz próbuje też ręcznie majstrować przy rynku, a na domiar złego ogranicza konkurencję, łącząc rywalizujące dotąd państwowe firmy w wielkie czebole.