„Bitwa o Moskwę” i kult Józefa Stalina. Szkic do portretu sowieckiego dyktatora

„Bitwa o Moskwę” Jurija Ozierowa to dzieło monumentalne, a zarazem film po prostu słaby. Produkcję, która miała premierę w 1985 r., warto jednak przywołać z jednego przynajmniej powodu – jako spektakularny dowód trwałości kultu Stalina.

Publikacja: 01.03.2024 03:00

Stalin nie rozstawał się z fajką, zwłaszcza przy pracy. „Jeśli zgasła mu fajka, to zły znak” – mawia

Stalin nie rozstawał się z fajką, zwłaszcza przy pracy. „Jeśli zgasła mu fajka, to zły znak” – mawiali jego oficerowie

Foto: Mondadori via Getty Images

W połowie lat 80. XX w. Jurij Ozierow był już znany odbiorcom w całym bloku wschodnim jako twórca realizowanego z wielkim rozmachem kina batalistycznego, gloryfikującego czyn zbrojny Armii Czerwonej i niosącego wyraźny przekaz propagandowy. Imponująca skalą wykorzystanych środków (najdroższa produkcja w dziejach radzieckiej kinematografii) epopeja „Wyzwolenie” z 1969 r. tylko w Polsce zgromadziła ponad milion widzów i przyniosła reżyserowi Nagrodę Leninowską. Jej kontynuacją byli „Żołnierze zwycięstwa”, kolejne gigantyczne przedsięwzięcie produkcyjne, podobnie jak poprzednie zrealizowane we współpracy ze studiami filmowymi „bratnich” państw i z międzynarodową obsadą (Polskę reprezentowali m.in. Ignacy Gogolewski, Zygmunt Kęstowicz i Tadeusz Łomnicki). Oba filmy przedstawiały zwycięskie kampanie Armii Czerwonej, heroiczne działania zależnych od ZSRR ruchów oporu w okupowanej przez Niemców Europie Środkowo-Wschodniej i ostateczny upadek III Rzeszy.

„Bitwa o Moskwę” zamykała tę trylogię, ale tym razem inne były oczekiwania widzów i nawet części radzieckich krytyków (sądząc po treści publikowanych wówczas recenzji), bo czasy były inne, a przede wszystkim inny był temat filmu. Otóż wbrew zawężającemu tytułowi obraz przedstawiał pierwszą fazę niemieckiej inwazji na Związek Radziecki, od rozpoczęcia operacji „Barbarossa” 22 czerwca 1941 r. do porażki Wehrmachtu pod Moskwą w grudniu tegoż roku. W ciągu tych kilku letnich i jesiennych miesięcy „niezwyciężona” Armia Czerwona ponosiła klęskę za klęską, a państwo uchodzące za światową potęgę ujawniło swą kruchość i znalazło się na krawędzi upadku. A zatem Ozierow dostał zgodę na stworzenie filmowej wizji tego etapu walk, który wcześniej należał do sfery historycznego tabu i był konsekwentnie pomijany w oficjalnej radzieckiej historii II wojny światowej.

Czytaj więcej

Na kolacji u Stalina. Po libacji niektórzy już nie wracali do domów

Jaki jest Józef Stalin w filmie Jurija Ozierowa?

Film wszedł na ekrany w listopadzie 1985 r. Już od marca stanowisko sekretarza generalnego KC KPZR piastował Michaił Gorbaczow, zwolennik reform, inicjator „głasnosti” i polityk, który – być może nie w pełni intencjonalnie – przyczynił się do upadku sowieckiego imperium. Świat się zmieniał. Wielu zatem sądziło, że Ozierow, znający prawdę o tamtych czasach weteran wojenny, podejmie próbę zmierzenia się z mrocznymi fragmentami i wymiarami wielkiej wojny ojczyźnianej, z zafałszowaniem dramatycznej przeszłości, której był uczestnikiem. Ale reżyser, a zarazem scenarzysta filmu nie chciał lub nie mógł skorzystać z tej szansy.

Nie można odmówić jego dziełu pewnej dozy realizmu. Właściwie wszystkie pierwszoplanowe postacie są autentyczne. Pieczołowicie oddano chronologię działań wojennych i ich przebieg. Choć dzisiaj sceny batalistyczne rażą swą sztucznością i naiwnością, wtedy mogły uchodzić za całkiem wiarygodne. Producentom udało się zgromadzić na planie wiele czołgów, samolotów i pojazdów z epoki, zatrudnić ponad 6 tys. statystów (część z nich stanowiły regularne oddziały wojskowe) oraz zdobyć pozwolenia na wysadzanie w powietrze przeznaczonych do rozbiórki domostw, a nawet całych ulic na peryferiach modernizowanej właśnie Moskwy. W dodatku całość zrealizowano w stylu bardzo surowym, niemal paradokumentalnym, co wzmacniało iluzję rzetelnej rekonstrukcji tego okresu wojny. Problem w tym, że w dialogach przypominających cytaty z okólników partyjnych i szkolnych akademii „ku czci bohaterów” rozmyła się zupełnie odpowiedź na pytanie, jakie były rzeczywiste przyczyny początkowej klęski Armii Czerwonej. Ozierow – jako scenarzysta – sugerował co prawda, że winę ponosili niektórzy dowódcy wyższego szczebla, rzadko wymieniani z nazwiska, ale tylko ze względu na „niedostateczne przygotowanie w zakresie techniki” oraz „niewłaściwe postawy”. Na pewno zaś nie był niczemu winien Stalin.

Czytaj więcej

Jak zmarł Józef Stalin? Tajemnica śmierci czerwonego cara

Stalin w filmie Ozierowa to kreacja kuriozalna i trudno chyba o to winić wcielającego się w tę rolę Jakowa Tripolskiego. Reżyser chciał zapewne połączyć mit z obiektywnie ukazaną postacią historyczną. W rezultacie pozbawił swego bohatera cech ludzkich: po ekranie dostojnym krokiem porusza się mechaniczna kukła z maską gniewnego zamyślenia zamiast twarzy i z nieodłączną fajką, atrybutem o mocy symbolicznej: „Jeśli zgasła mu fajka, to zły znak” – mówi do swego towarzysza w jednej ze scen oficer zmierzający na spotkanie z wodzem. Co jednak ciekawsze, funkcja filmowego Stalina w świecie przedstawionym nie jest jasna. Przyszły generalissimus nie rozkazuje, lecz doradza. Pyta innych o zdanie, zamiast podejmować decyzje. A gdy je ogłasza, to w taki sposób, jakby przekazywał słowa objawione mu przez kogoś innego. I wie więcej, lecz pozwala swym podwładnym docierać do tej wiedzy samodzielnie. Krótko mówiąc: jest istotą wyższego rzędu. Taki wizerunek Stalina dowodzi żywotności kultu, nie pomaga jednak w zrozumieniu przedstawionych w filmie wydarzeń. Trzeba zatem przypomnieć o kilku powszechnie znanych sprawach, o których z dzieła Ozierowa się nie dowiemy.

Kadr z filmu „Bitwa o Moskwę” (1985) w reż. Jurija Ozierowa: generał armii Gieorgij Żukow (w tej rol

Kadr z filmu „Bitwa o Moskwę” (1985) w reż. Jurija Ozierowa: generał armii Gieorgij Żukow (w tej roli Michaił Uljanow) przemawia do kadetów na froncie pod Moskwą

INPLUS/EAST NEWS

Krajobraz przed bitwą

W pierwszej części filmu czujny czerwonoarmista alarmuje swoich przełożonych w twierdzy brzeskiej o przygotowaniach Niemców do przekroczenia Bugu. W żadnej ze scen widzowie nie znajdują choćby aluzji wyjaśniającej, dlaczego w 1941 r. granica między Niemcami i Związkiem Radzieckim przebiega właśnie na Bugu i co robi radziecki garnizon w twierdzy, która jeszcze niedawno znajdowała się niemal w centrum Polski. W 1985 r. radziecki reżyser nie mógł mówić o tym, że gdy Hitler wprowadzał w życie szalony plan podboju Europy, Stalin prowadził własny blitzkrieg.

Wczesnym rankiem 17 września 1939 r. oddziały radzieckie przekroczyły granicę polską. W nocie przedstawionej ambasadorowi Rzeczypospolitej w Moskwie Wacławowi Grzybowskiemu strona rosyjska motywowała inwazję koniecznością roztoczenia opieki na „braćmi tej samej krwi, Ukraińcami i Białorusinami”. Grzybowski noty nie przyjął, co nie miało już żadnego znaczenia. Ten akt agresji bowiem, dokonany bez oficjalnego wypowiedzenia wojny, był realizacją postanowień zawartych w tajnym protokole załączonym do paktu o nieagresji między ZSRR a III Rzeszą (państwami, co godne uwagi, niemającymi wspólnej granicy), podpisanego w Moskwie 23 sierpnia 1939 r. i znanego jako pakt Ribbentrop-Mołotow. Tajny protokół określał, w jaki sposób oba mocarstwa podzielą się obszarem suwerennych państw Europy Środkowo-Wschodniej i Stalin zamierzał w pełni – choć z właściwym mu wyrachowaniem i ostrożnością – wykorzystać możliwości, jakie dawał mu ten przedziwny układ z największym wrogiem komunizmu.

Kolejnym celem stały się państwa bałtyckie, a pretekstem do podjęcia agresywnych działań – brawurowa ucieczka ORP „Orzeł” z portu w Tallinie, gdzie okręt był internowany. Polscy podwodniacy przeprowadzili akcję w nocy z 17 na 18 września. Kilka dni później w Moskwie złożył wizytę estoński minister spraw zagranicznych Karl Selter, by podpisać układ handlowy. Wyjechał nie z układem, a z radzieckim ultimatum: Estonia ma natychmiast zawrzeć z ZSRR traktat o wzajemnej pomocy oznaczający w istocie zgodę na utworzenie radzieckich baz wojskowych na terytorium tego państwa. Na początku października do podpisania podobnych umów zmuszone zostały Łotwa i Litwa (tu Rosjanie „w geście dobrej woli” przekazali Litwinom Wilno). Rządy krajów bałtyckich miały nadzieję, że zawarcie uwłaczających traktatów pozwoli im uniknąć losu Polski. I rzeczywiście, do czerwca 1940 r. panował względny spokój, jeśli tak można nazwać stan niesformalizowanej okupacji. W czerwcu, gdy Zachód całą uwagę skupił na przegrywającej z Hitlerem Francji, Stalin dokończył dzieła. Jego urzędnicy wystosowali do każdego z państw kolejne ultimatum, w którym żądano zgody na wkroczenie regularnych oddziałów oraz powołania nowych rządów, przyjaźnie nastawionych do imperium. Żądania zostały spełnione. Wkrótce nowe władze wystąpiły o włączenie ich krajów do ZSRR. A ten łaskawie wyraził zgodę.

Czytaj więcej

Józef Stalin i Gruzja – dzieje toksycznej relacji

Kilkumiesięczna zwłoka w aneksji spowodowana była „wojną zimową” z Finlandią. Trwająca od listopada 1939 r. do marca 1940 r. wojna zakończyła się formalnym zwycięstwem ZSRR, bo Związek Radziecki powiększył nieco swe terytorium kosztem północnego sąsiada, ale przy stracie niemal 130 tys. zabitych, kilku tysięcy czołgów i kilkuset samolotów militarnie była to porażka stalinowskiej machiny. Wniosków właściwie nie wyciągnięto.

A Stalin toczył wojnę także z własnym społeczeństwem. Co prawda Hołodomor, sztucznie wywołana klęska głodu, która tylko na Ukrainie kosztowała życie kilka milionów ludzi, zakończył się w 1933 r., a w 1939 r. Wielki Terror – bezprecedensowe pasmo zbrodni popełnianych przez NKWD na rozkaz Stalina – stracił na intensywności, ale pamięć o tych koszmarach była na początku lat 40. żywa, a wraz z nią zaimplementowany w umysłach strach przed każdym i wszystkim, nawet własną myślą. A przede wszystkim niewyobrażalne były straty ludzkie, które zachwiały wszystkimi strukturami państwa. Biuro ewidencji ludności w 1939 r. zamieściło na łamach gazety „Izwiestia” informację, że nie może doliczyć się 17 milionów obywateli. Urzędników biura wkrótce rozstrzelano.

Pieśń „Święta wojna” dociera kablami do walczących na pierwszej linii i motywuje ich do jeszcze więk

Pieśń „Święta wojna” dociera kablami do walczących na pierwszej linii i motywuje ich do jeszcze większego wysiłku (w filmowym kadrze widać oficera ze słuchawką w dłoni)

INPLUS/EAST NEWS

Stalin zniszczył całkowicie korpus oficerski. Zginęło około 10 tys. wykwalifikowanych wojskowych. Spośród 199 dowódców dywizji stracono 151. Na niektórych szczeblach dowodzenia i w niektórych jednostkach straty wśród oficerów sięgnęły 100 proc. W rezultacie w 1941 r. tylko 7 proc. oficerów miało wyższe wykształcenie wojskowe. Znaczna część ukończyła jedynie przyspieszone kursy. Czystki objęły także środowiska inteligencji technicznej. Przetrwało je niewielu naukowców z fakultetu mechanizacji i motoryzacji Armii Czerwonej, ośrodka kluczowego dla modernizacji sił zbrojnych, z którego wyrosła potem Wojskowa Akademia Wojsk Pancernych. Współtwórca projektu czołgu T-34, jednego z najsłynniejszych w historii tej broni, inżynier Adolf Dik, pod koniec 1937 r. na skutek donosu wraz z zespołem trafił do łagru. Nic dziwnego, że prace ukończono dopiero w 1940 r. Nawet Siemion Ginzburg, „ojciec” radzieckiej broni pancernej, został uznany za wroga ludu.

Gdy więc Niemcy w 1941 r. Niemcy rozpoczęli inwazję, król okazał się nagi.

Czytaj więcej

Pomoc USA dla ZSRR. Jak Amerykanie uzbrajali Armię Czerwoną

Dyktator drży

W filmie Ozierowa Stalin na wiadomość o niemieckim ataku zachowuje posągowy spokój i wyraża jedynie niedowierzanie. Druga z tych reakcji bliska jest ustaleniom historyków. Stalin, podobnie jak najważniejsi politycy z jego otoczenia, rzeczywiście nie mógł uwierzyć, że Hitler miał śmiałość uderzyć na potężny Związek Radziecki. Nawet 22 czerwca przekonywał swoich współpracowników, że atak to jedynie pozór i podstęp, który ma skłonić go do jakichś ustępstw politycznych lub terytorialnych. To tłumaczyłoby, dlaczego do ostatniej chwili wstrzymywał rozkaz ogłaszający stan gotowości bojowej w jednostkach przygranicznych. I dlaczego po otrzymaniu pierwszych meldunków o bombardowaniach nakazał, by artyleria i lotnictwo nie odpowiadały na te „incydenty”.

Natomiast stalowe nerwy wodza, które tak pasowałyby do przybranego przez niego nazwiska, to już kwestia, oględnie mówiąc, dyskusyjna. Brytyjski badacz Frank McDonough podaje, że gdy informacje o agresji się potwierdziły, człowiek zwany przez apologetów „ojcem narodów” ukrył się w swojej podmoskiewskiej daczy i nie pojawił się w stolicy aż do 1 lipca. Taką wersję potwierdzają słowa Anastasa Mikojana, wówczas członka Politbiura. W swych pamiętnikach Mikojan zanotował, że Stalin przez kilka dni „niczym się nie interesował, nie przejawiał najmniejszej inicjatywy”, a jedynie uskarżał się, że dziedzictwo Lenina zostało właśnie zaprzepaszczone. Nawet obowiązek powiadomienia obywateli ZSRR o wybuchu wojny spadł na Mołotowa – wódz nie był w stanie przemówić do swojego ludu.

Czytaj więcej

Ludobójstwo Polaków w ZSRR

Z kolei autor znanego studium poświęconego Stalinowi Jörg Baberowski przekonuje, że w pierwszych chwilach dyktator zareagował zrodzoną ze strachu wściekłością. Gdy dowódca Sił Powietrznych Armii Czerwonej i weteran wojny domowej w Hiszpanii Pawieł Ryczagow ośmielił się zwrócić mu uwagę, że radzieckie samoloty stanowią zagrożenie jedynie dla ich pilotów, Stalin surowo go zganił, a po kilku dniach kazał aresztować i poddać „procedurom śledczym” – czyli torturom. W październiku Ryczagow został rozstrzelany za zdradę.

Wybuchy złości stały się w tym czasie sposobem sprawowania władzy. Wizytując siedzibę Sztabu Generalnego, Stalin miał – cytując za Baberowskim – zbesztać najwyższych rangą dowódców słowami: „Co to za Sztab Generalny, co to za szef sztabu generalnego, który od pierwszych dni wojny nie panuje nad sytuacją, który nie ma połączenia ze swoimi jednostkami, który nikogo nie reprezentuje i nikim nie komenderuje?”. Powód tej frustracji był prosty – po całkowitym załamaniu się systemu komunikacji armijnej Stalin sam nie miał pojęcia, co właściwie dzieje się na frontach. Dlatego wydawał rozkazy, które stawiały poszczególne zgrupowania wojsk radzieckich w jeszcze gorszym położeniu. Nie tylko więc nie akceptował wzmianek o wycofaniu się z zajmowanych pozycji w celu przegrupowania i zaopatrzenia oddziałów, ale domagał się wręcz kontrataków. Niedoświadczeni, osamotnieni i niezdolni do podejmowania samodzielnych decyzji dowódcy, którzy swe kariery zawdzięczali niedawnej masakrze starej kadry oficerskiej, wykonywali te rozkazy, pozwalając na okrążenie i unicestwienie własnych jednostek. Te działania były podarunkami dla dowodzących armią niemiecką. Wehrmacht, nierzadko witany entuzjastycznie przez ludność cywilną, pamiętającą lata terroru („Diabelski reżim zniknął, a ja znowu stałem się istotą ludzką. Pomyślałem: jakąż tragedią dla obywatela jest to, że życzy sobie przegranej swojego własnego państwa” – wspominał po latach mieszkaniec Ukrainy), likwidował kolejne „kotły” i szybko posuwał się naprzód. W „kotle” pod Wołkowyskiem wzięto do niewoli blisko 420 tys. czerwonoarmistów, a pod Mińskiem – 300 tys. Jak można wyczytać w zachowanym meldunku sztabowym, 4. Korpus Zmechanizowany liczący 700 czołgów, który zgodnie z rozkazem wykonał kontruderzenie na Suwałki, „zginął w całości”. I tak dalej. Cena, jaką wojska radzieckie płaciły krwią za chybione koncepcje wodza, uważającego się za boga wojny, była niewyobrażalna. Do początków października Armia Czerwona straciła 3 miliony żołnierzy – tylu, ilu liczyły 22 czerwca całe niemieckie siły uderzeniowe.

Kadr z filmu „Bitwa o Moskwę” (scena nawiązuje do prawdziwych wydarzeń): mimo że Wehrmacht nacierał,

Kadr z filmu „Bitwa o Moskwę” (scena nawiązuje do prawdziwych wydarzeń): mimo że Wehrmacht nacierał, a Luftwaffe bombardowała stolicę, Stalin wydał rozkaz zorganizowania 7 listopada 1941 r. defilady na placu Czerwonym z okazji 24. rocznicy wybuchu rewolucji październikowej

INPLUS/EAST NEWS

Ale opór atakowanych, wbrew rachubom niemieckiego dowództwa, nie słabł. Wprost przeciwnie: był coraz zacieklejszy. Po części dlatego, że dyktator odzyskał panowanie nad sobą i zupełnie zmienił strategię. Nie wobec wroga – wobec własnych poddanych.

„Swiaszczennaja wojna”

Najbardziej chyba znaną – m.in. ze względu na jej popularność na YouTubie – sceną z filmu Ozierowa jest występ Chóru Aleksandrowa dla żołnierzy toczących właśnie bój. Ściśnięci w obskurnym bunkrze na zapleczu frontu, dyrygowani przez założyciela chóru, artyści w mundurach śpiewają do słuchawek telefonów polowych. Ich pieśń dociera kablami do walczących na pierwszej linii i motywuje ich do jeszcze większego wysiłku. A nie jest to pieśń przypadkowa – to „Swiaszczennaja wojna”, „Święta wojna”, najsłynniejsza zapewne pieśń Armii Czerwonej z czasów wielkiej wojny ojczyźnianej.

Czytaj więcej

Galeria osobliwości: marszałkowie Stalina

Słowa do pieśni napisał Wasilij Lebiediew-Kumacz, popularny w tym okresie poeta i autor utworów propagandowych. Tekst powstał podobno pod wpływem chwili między 22 a 24 czerwca 1941 r. Dwa dni później Aleksandr Aleksandrow skomponował do niego muzykę, a pierwsze publiczne wykonanie odbyło się na Dworcu Białoruskim w Moskwie. Pod koniec XX stulecia w prasie rosyjskiej pojawiły się artykuły sugerujące, że tekst Lebiediewa to plagiat utworu innego poety, Aleksandra Bode, powstałego jeszcze w latach I wojny światowej. Sprawa wzburzyła rosyjską opinię publiczną i pozostała niewyjaśniona. Ważniejsze jest jednak, że pieśń ta zwiastowała niejako przemianę, jaka zaszła w retoryce Stalina po pierwszym tygodniu wojny.

W ostatnich dniach czerwca ukonstytuowała się Kwatera Główna Najwyższego Naczelnego Dowództwa, czyli najważniejszy radziecki organ wojskowy znany jako Stawka. Wkrótce potem na rozkaz Stalina powołano także Państwowy Komitet Obrony – wreszcie udało się zorganizować efektywną strukturę dowodzenia. 3 lipca Stalin zwrócił się w wystąpieniu radiowym do wszystkich mieszkańców Związku Radzieckiego. Zaczął od słów: „Bracia i siostry, przyjaciele”, by potem nawoływać do poświęcenia w obronie ojczyzny, ziemi rodzinnej, rodzinnego domu. Nie wspomniał właściwie o obowiązkach wobec partii, marksizm i leninizm pozostały gdzieś na drugim planie.

Ściśnięci w bunkrze na zapleczu frontu, dyrygowani przez Aleksandrowa chórzyści śpiewają „Świętą woj

Ściśnięci w bunkrze na zapleczu frontu, dyrygowani przez Aleksandrowa chórzyści śpiewają „Świętą wojnę” do słuchawek telefonów polowych...

You Tube screen z filmu „Bitwa o Moskwę”

Jeszcze mocniej ten nowy ton wybrzmiał w uroczystej mowie, którą Stalin wygłosił 7 listopada 1941 r. przed tradycyjną defiladą wojskową zorganizowaną na placu Czerwonym z okazji 24. rocznicy wybuchu rewolucji październikowej (data obchodów rocznicy wynikała z przyjętego w Rosji już po rewolucji kalendarza gregoriańskiego). Czołgi niemieckie były kilkadziesiąt kilometrów od Moskwy, stukasy niemal codziennie bombardowały miasto, na defiladę trzeba było odwołać jednostki z frontu, ale Stalin się uparł. Wiedział, co robi. W przemówieniu przywołał nazwiska Aleksandra Newskiego i Dymitra Dońskiego, Kuźmy Minina i Dmitrija Pożarskiego (notabene bohaterów wojny z Polską w XVII w.), Aleksandra Suworowa, który, tak jak później Stalin, nosił tytuł generalissimusa, i Michaiła Kutuzowa, pogromcy Napoleona pod Borodino – notabene potyczka pod Borodino w 1941 r., epizodyczna na tle bitwy o Moskwę, została wyeksponowana w filmie Ozierowa. Lenina dyktator w swym orędziu wymienił na końcu. Odwoływał się więc do pamięci i tradycji rosyjskiej, nie radzieckiej. Wzywał do walki o wyzwolenie ojczyzny i Europy, nie Kraju Rad. Od tej pory żołnierz radziecki miał ginąć nie w imię idei komunistycznych, nie dla ambicji wodza, ale za matkę Rosję. Nie jako członek partii, ale jako patriota.

Na zmianę postaw społeczeństwa ZSRR w tym czasie miało bez wątpienia wpływ postępowanie najeźdźców. Upojeni sukcesami Niemcy szybko przypomnieli sobie, że reprezentują „rasę panów”, więc na ostrożne nadzieje ciemiężonych przez Stalina narodów odpowiedzieli terrorem i bezwzględnym okrucieństwem. Ale i „ojczyźniana” manipulacja dyktatora przyniosła efekty, zwłaszcza wśród młodzieży. Symbolem ofiarności najmłodszych zastępów Stalina, lecz także chaosu i janusowego oblicza tej wojny, stała się Zoja Kosmodiemjanska. Absolwentka moskiewskiej szkoły średniej i członkini Komsomołu, mimo przebycia ciężkiej choroby – zapalenia opon mózgowych – w końcu października zgłosiła się ochotniczo do oddziału dywersyjnego. Oddział otrzymał rozkaz spalenia kilku podmoskiewskich wsi, co miało uniemożliwić Niemcom wykorzystanie gospodarstw jako kwater zimowych. Zoja wykonała zadanie we wsi Pietriszczewo, ale wpadła tam w ręce wroga i została publicznie powieszona. Przez wiele dekad była w ZSRR obiektem kultu. W latach 90. jednak kilku rosyjskich historyków zakwestionowało jej legendę, sugerując, że dziewczyna była chora na schizofrenię i że schwytali ją i wydali Niemcom sami gospodarze, niepojmujący, jak spalenie ich domów i stodół ma się przyczynić do zwycięstwa nad faszyzmem.

Czytaj więcej

Perfidne oszustwo Stalina

W nowej roli przywódcy narodu – nie partii – Stalin poczuł się pewnie. Odsunął od dowodzenia oficerów z nadań politycznych i zastąpił ich nielicznymi specjalistami. Zdecydował o przywróceniu odznaczeń z czasów carskich, gwardii przybocznej, wydał też rozkaz wprowadzenia nowego fasonu mundurów oficerskich, by bardziej przypominały te historyczne. Nawet artystom pozwolono na więcej: mogli tworzyć dzieła opiewające ojczyznę, a nie ideologię, czego przykładem wspomniana wyżej pieśń. Społeczeństwo radzieckie – paradoksalnie, bo w obliczu sukcesów wrogiej armii – odetchnęło na jakiś czas z ulgą. Światowej sławy kompozytor Dymitr Szostakowicz pisał po latach: „Wojna mi pomogła. (…) Życie psychiczne, które przed wojną zupełnie obumarło, rozkwitło na nowo, w pełni i intensywnie. Wszystko zyskało kontury, wyrazistość, sens”.

Wolność, którą przyniosła katastrofa, nie trwała długo. Kiedy tylko losy wojny się odwróciły, a ofensywy Armii Czerwonej zmusiły Niemców do nieustannego odwrotu, dyktator zdjął maskę. Powrócił terror, strach i kult jednostki. Wszystko wróciło do stalinowskiej normy. Co najgorsze jednak, jak twierdzą niektórzy, z tego cyklu Rosja nie może uwolnić się do dzisiaj.

W połowie lat 80. XX w. Jurij Ozierow był już znany odbiorcom w całym bloku wschodnim jako twórca realizowanego z wielkim rozmachem kina batalistycznego, gloryfikującego czyn zbrojny Armii Czerwonej i niosącego wyraźny przekaz propagandowy. Imponująca skalą wykorzystanych środków (najdroższa produkcja w dziejach radzieckiej kinematografii) epopeja „Wyzwolenie” z 1969 r. tylko w Polsce zgromadziła ponad milion widzów i przyniosła reżyserowi Nagrodę Leninowską. Jej kontynuacją byli „Żołnierze zwycięstwa”, kolejne gigantyczne przedsięwzięcie produkcyjne, podobnie jak poprzednie zrealizowane we współpracy ze studiami filmowymi „bratnich” państw i z międzynarodową obsadą (Polskę reprezentowali m.in. Ignacy Gogolewski, Zygmunt Kęstowicz i Tadeusz Łomnicki). Oba filmy przedstawiały zwycięskie kampanie Armii Czerwonej, heroiczne działania zależnych od ZSRR ruchów oporu w okupowanej przez Niemców Europie Środkowo-Wschodniej i ostateczny upadek III Rzeszy.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie